Szanowny Panie Gustawie!
Ponieważ nie miałem sposobności widzieć się z Wami przed wyjazdem z Warszawy, muszę listownie wyłożyć prośbę, z którą noszę się od pewnego czasu. To, co mówiliście o cenach gruntu w Kazimierzu i jego okolicy, zestawione z drożyzną płaszczyzny pod Warszawą (1000 rubli za morgę), zaczęło mię tak prześladować i nęcić, że powziąłem myśl rozejrzenia się w placach kazimierzowskich. Ani pod Warszawą, ani tam nie mógłbym marzyć o postawieniu sobie teraz nie tylko domu mieszkalnego, ale nawet psiej budy, ale to, co tutaj wydałbym z mych literackich zarobków na raty okupujące wartość terenu, to tam mogę użyć nie tylko na kupno ziemi, ale nawet na założenie jakiegoś ogrodu. Wobec tegi mógłbym zamiast do Zakopanego, które pochłania masę pieniędzy i naraża mię na starania o paszport, jeździć do Kazimierza na lato i, mieszkając w wynajętym lokalu, rozkoszować się dzikimi chuciami posiadania oraz przygotowywać miejsce na przyszłą chałupę. Obecnie tedy chodzi o kupienie placu – i tu jest moja prośba. Ponieważ przed wyjazdem do Karlsbadu nie będziecie, jak słyszę, w Warszawie, śmiem Was prosić o wynotowanie mi placów, które ze słyszenia są Wam znane jako przeznaczone na sprzedaż – i wskazanie, gdzie mniej więcej leżą, jakiej są rozległości i w jakiej cenie.
Moją myślą jest, żeby taki plac (od 5 do 10 morgów obszaru, jeżeli za morgę płacić 100 rubli) znajdował się na uboczu, w odległości jakiejś wiorsty, a nawet dalej od miasta, żeby nie leżał w dolinie nad Wisłą, lecz w pewnej odległości, na stoku brzegów południowych. Może sobie być urwiskiem (oczywiście nie wszystek), nieużytkiem, zawierać w sobie parów czy kamienie, byleby tam można było ogród założyć i dom postawić. Czy nie sprzedają ziemi za doliną bochotnicką, po prawej stronie brzegu rzeczki Bystrej na stoku południowym, albo w pobliżu ruin zameczku Esterki/
Gdybym otrzymał od Was tego rodzaju choćby najpobieżniejszą notatkę, mógłbym, wracając do Warszawy z Sandomierza, obejrzeć te miejsca i zorientować się, powziąć jakąś „metodę w tym szaleństwie”.
Warszawa, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 7 maja
Stefan Żeromski, Listy 1897-1904, oprac. Zdzisław Jerzy Adamczyk, Pisma zebrane, red. Zbigniew Goliński, Warszawa 2003.
W numerze 6. „Poradnika Językowego” z r.b. pod liczbą 163 znajduje notatkę następującą:
„(A. Dr.) Nie mógł przyjść do siebie (Żeromski, Utw. Pow., Warsz. 1990, str. 250). Jest to rusycyzm zam. opamiętać się, przyjść do przytomności. Mógłby być i germanizm, ponieważ i w niemieckim napotykamy zwrot zu sich kommen”.
Autor notatki, ukrywający swe nazwisko pod literami „A. Dr.”, udowodnił w niej nieznajomość dwu języków: rosyjskiego i polskiego. W języku rosyjskim nie ma wcale zwrotu priditi do siebia, jest natomiast tylko priditi w siebia, więc wyrażenie „przyjść do siebie” nie jest wcale rusycyzmem.
Zwrot przeze mnie użyty („przyjść do siebie”) jest na wskróś, odwiecznie polskim i dziś powszechnie używanym w okolicach rdzennie polskich. Jako dowód jego polskości służy Słownik Lindego, który go cytuje jako polski i podaje wzory użycia [...].
Słownik wileński pod wyrazem przychodzić, przyjść wylicza jako polskie zwroty: „przyjść do siebie, przychodzi do siebie i przyszedł zupełnie do siebie (w znaczeniu) odzyskiwać przytomność, siły, zdrowie”.
[...] Wdzięczny jestem każdemu znawcy mowy wytykającemu w pisaniach moich błąd (osobliwie rusycyzm), jeśli nim istotnie zachwaszczam język. Ale drukowanie na indeksie, gdzie uszeregowane są najgrubsze błędy gwary dziennikarskiej, zwrotów mowy najszczerzej polskich w piśmie poświęconym czystości języka, do której wszyscy dążymy z całej duszy i ze wszystkich sił, może tylko oburzać.
Upraszam Szanownego Pana Redaktora o podanie do wiadomości, że wyrażenie: „Nie mógł przyjść do siebie” - rusycyzmem ani germanizmem nie jest, że jest zwrotem czysto polskim, którego, jeśli wola czyja, używać można i należy jak powietrza i wody.
Warszawa, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 12 czerwca
Stefan Żeromski, Listy 1897–1904, oprac. Zdzisław Jerzy Adamczyk, Pisma zebrane, red. Zbigniew Goliński, Warszawa 2003.
Obwieszczony flagami klubowemi i wiosłami z napisem nad schodami: „Witajcie” przedsionek siedziby zimowej na Foksalu zdradzał, że okazale i strojnie pragnęli przyjąć Rok Nowy, a z nim gości swoich wioślarze, stosując przyozdobienie sal wioślarskich do obchodu nocy sylwestrowskiej.
Więc też gospodarz Towarzystwa p. Cieślicki wprowadza do sali balowej 100 kolegów po wiośle, oraz panie, które choć w niepokaźnej i nader skromnej liczbie niespełna 40-tu dopisały, rozjaśniają liczbami swemi milej i lepiej teren zabawy, niż najwymyślniejsze ofekty świetlne elektryczności, urządzone przez wioślarza, inżeniera p. Piekarskiego, które o północy nadejście roku 1902 uczestnikom balu sylwestrowskiego obwieszczą.
Rozpoczyna zabawę, jak to widać z artystycznie w stylu secesji namalowanego porządku tańców, tradycyjny polonez, do którego 40 par prowadzą p. Piekarski z p. Stanisławową Kurtzową i dr. Stanisław Kurtz z p. Piekarską.
Potem orkiestra p. Sielskiego gra walca, który o pół do 12-ej zastępuje kontredans. Wodzi w nim rej zawsze ochoczy lekarz, oryginalnemi i ruchliwemi figurami wypełniając dużo swobodnego miejsca w salonie.
Po piątej figurze w orkiestrze niby w starym zegarze gdańskim wybija północ, przy wtórze dźwięków hejnału i jakby za skinieniem dłoni przeznaczenia u stropu galerji błyska ponsowo-różowa tęcza, a w jej promieniach ukazuje się kabalistyczna, choć już realna cyfra „1902”.
Jednoczesnie w rogach salonu zapalają się na dwóch ośnieżonych choinach światełka elektryczne. Wrażenie śliczne, malownicze, podniosłe. Wzmaga je ogólne:
„Do siego roku!” – par tańczących i całego zastępu wioślarzy; wszyscy serdeczne wymieniają życzenia.
Z. J. N.
Warszawa, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 31 grudnia 1901/1 stycznia 1902
„Kurjer Warszawski” nr 1, 1 stycznia 1902, w zbiorach Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego.
Któregoś dnia w drugiej połowie stycznia 1902 roku (byłem na II roku prawa), wezwany zostałem do kolegi Stefana Dziewulskiego, adwokata, podówczas jednego z kierowników warszawskiej organizacji młodzieży narodowej, na zebranie w „ważnej sprawie”.
Na Podwalu, stałem miejscu „ważnych” zebrań, zastałem prócz gospodarza, [...] Józefa Kamińskiego, Dra Wacława Łapińskiego, Karola Raczkowskiego, Witolda Staniszkisa, wówczas studenta III roku przyrody, Mieczysława Niklewicza, studenta III roku prawa, i Wacława Rosińskiego, mego kolegę kursowego.
Od Niklewicza, którego najlepiej znałem, jako gospodarza „Kuchni Bratniaka”, dowiedziałem się, że Władze Zetowe proponują mnie i Rosińskiemu wzięcie udziału w pewnej „niebezpiecznej” sprawie i zapytują, czy się na to zgadzamy. Gdyśmy oczywiście wyrazili natychmiast naszą zgodę, nie pytając nawet, do czego zostaliśmy wyznaczeni, usłyszeliśmy, że mamy jechać do Siedlec i tam zorganizować, a raczej ująć pod swe kierownictwo wystąpienie uczniów miejscowego gimnazjum, którzy, pobudzeni przykładem niedawnych wystąpień dzieci we Wrześni – pragną czynnie zaprotestować przeciwko wykładom religji katolickiej w języku rosyjskim. Kierownikiem naszym miał być starszy od nas – wówczas już Brat Zetowy, o czem ja ani Rosiński oczywiście nie wiedzieliśmy – Witold Staniszkis. Wyjazd miał nastąpić po otrzymaniu wiadomości z Siedlec od miejscowego kierownika Organizacji narodowej. Otrzymaliśmy jeszcze wskazówki, do kogo na miejscu mamy się zwrócić, jak postępować, jak powiadomić o przebiegu przygotowań, co czynić w razie „wsypy” i t. d.
Przygotowania do wyjazdu nie były długie, jednakże jeszcze dni kilka czekaliśmy. Wreszcie zawiadomiono mnie 30 stycznia, że mam jechać niezwłocznie, tak bowiem na miejscu sprawy dojrzały, iż zwlekanie może całą sprawę „wsypać”.
Warszawa, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, ok. 15-30 stycznia
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Po powrocie ze świąt otrzymałem od władz „Zetu” polecenie przeprowadzenia wystąpienia młodzieży na terenie Siedlec.
Grunt do wystąpienia młodzieży w Siedlcach był przygotowany dzięki temu, że koło samokształceniowe funkcjonowało dobrze i że istniała wśród członków koła organizacja tajna pod nazwą X o charakterze politycznym, prowadzona w duchu narodowym. Umysły młodzieży były poruszone odezwą młodzieży demokratyczno-narodowej. To też akcja moja i kolegów, którzy ze mną przybyli do Siedlec (Kazimierz Chmielewski, Czesław Jankowski i Przemysław Podgórski), była ułatwiona.
[...]
Każdy z nas, akademików, znalazł gościnę w prywatnym domu na podstawie poleceń z Warszawy; nie ujawnialiśmy jednak istotnego celu naszego pobytu w Siedlcach.
Głównem miejscem narad nad przygotowywanem wystąpieniem było mieszkanie Grzmisława Krassowskiego, podówczas ucznia klasy ósmej.
Dzięki dobrej organizacji udało się nam pobyt nasz ukryć przed czujnem okiem władz, które zresztą zaczęły wyczuwać pewne podniecenie wśród młodzieży, przypuszczały jednak, że młodzież zamierza urządzić demonstrację na lekcji języka niemieckiego.
Należy podkreślić, że wystąpienie zostało przeprowadzone ściśle według opracowanego planu.
Warszawa–Siedlce, zabór rosyjski, ok. 15 stycznia–1 lutego
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Do Siedlec przyjechaliśmy nad wieczorem; nie razem, choć jednocześnie i tegoż jeszcze wieczora zawiadomiwszy o naszem przybyciu łączników, odbyliśmy narady z delegatami grup uczniowskich w trzech różnych kwaterach. Jak stwierdziliśmy, młodzież z „Organizacji Iks” z niecierpliwością na nas czekała. Relacje jednogłośnie stwierdziły, że znaczna większość młodzieży zdecydowana była już przed dwoma dniami wystąpić i tylko kilku starszych, bardzo organizacyjnie karnych uczniów, z trudem wstrzymało to wystąpienie do chwili otrzymania decyzji z Warszawy. Część niewielka wahała się, ale byli i tacy, któtzu wyraźnie obawiali się i mogli – nawet wbrew własnej woli – przez zupełnie naturalne w tym przypadku zdenerwowanie zdradzić się. Były już nawet poszlaki, że „kłasnyj nastawnik” piątej klasy coś węszy.
Należało więc działać niezwłocznie.
Po krótkiej naradzie ze Staniszkisem i Rosińskim ustaliliśmy, że następnego dnia zwołamy pełne klasowe zebrania, na których przedstawimy stan sprawy i zdecydujemy ostatecznie o dalszych działaniach.
Następnego dnia zebrania uczniów klas VIII, VII, VI i części V odbyły się przy udziale wszystkich prawie Polaków w danej klasie.
Nastrój był poważny i pełen zapału. Nie było głosów przeciwnych wystąpieniu. Nawet ci, których podejrzewano o obojętność lub obawę, - zapytywali tylko, czy w razie usunięcia ich ze szkoły będą mieli możność uczenia się za granicą. W myśl otrzymanych instrukcyj zapewniliśmy, iż o tem pomyślano i dalszą naukę będą mieli zapewnioną.
Ustalono, iż następnego dnia – i [o] wystąpieniu w Zamościu w dniu 30 stycznia mieliśmy już wiadomość – w poszczególnych klasach, a jeśli to będzie trudne, to razem w jednej klasie lub na korytarzu, uczniowie oświadczą władzom szkolnym, że nie chcą się uczyć religji w języku rosyjskim.
Siedlce, zabór rosyjski, 30 stycznia
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Rosja carosławna, to wielkie moskiewskie państwo ciemnoty i barbarzyństwa, północna władczyni skradzionej korony Polskiej, skrwawionej Litwy i Rusi unickiej, - ta dzika mongolska horda najezdnicza śmie bluźnić i urągać niewoli naszej, plugawemi usty głosząc takie słowa: „Jak można pozbawić Polaków ich ojczystego języka, jak można być okrutnymi tyranami tych plemion, które wskutek wyroków losu dostały się pod czyjąś władzę?”. Nie, po trzykroć nie, dość już tego naigrawania się, dość fałszu i dosyć obłudy!
Ty, młodzieży litewska ze wszystkich krańców i każdego zakątka Rusi, z tych tak zwanych „zabranych prowincyj”, Ty, młodzieży polska z Podlasia i ziemi Lubelskiej, - Wy wszyscy społem powstańcie i dajcie świadectwo prawdzie. Zaświadczcie, że Moskwa, która obłudnie oburza się na barbarzyństwo prusaków, sama odebrała Wam naukę Waszej wiary w języku ojczystym.
Chwila nadeszła! Moskwa przed światem całym potępiła prusaków, zażądajcie teraz od niej nauki religji w języku ojczystym. Wy, którzyście tak długo milczeli, pójdźcie teraz za przykładem bohaterskim dzieci poznańskich. Niechże od nich pójdzie żar walki po całej Ojczyźnie naszej. Niechże czyny tych dzieci będą podnietą dla całego społeczeństwa do wzmożenia i spotęgowania oporu wszędzie, gdzie nas przemoc gnębi.
Zażądajcie więc, Bracia z Podlasia i z za Buga, z nad Niemna i Wilji, z nad Świsłoczy i Prypeci wód aż po Dniestr i Dniepr skalisty, żądajcie, by Wam przywrócono język ojczysty przy wykładach zasad wiary świętej. Odrzućcie książki moskiewskie, które nas pieką i wstręt w nas budzą, nie dajcie się złamać i trwajcie niewzruszeni w oporze, gdyż słuszną jest sprawa Wasza.
[...]
Nie będziecie w tej walce osamotnieni. Wszędzie, gdzie słychać dźwięki naszej mowy, wszędzie, gdzie nas gnębi, bądź moskal, bądź prusak, wszędzie walkę srogą toczymy, walkę ciągłą, walkę nieprzerwaną. Dziś dla Was chwila nadeszła. Ku walce wspólnej wzywamy Was, Bracia!
Demokratyczno-Narodowa Młodzież Warszawska
ok. 30 stycznia
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
W sobotę, d. 1 lutego, między 8 a 9 g. rano miała się odbyć lekcja religii w 7-ej klasie gimn. męskiego. Klasa 7 mieści się na I piętrze, gdzie się zaczęli gromadnie zbierać uczniowie klas innych. W pochodzie na górę przewrócono inspektora, który wzburzonym uczniom drogę tamował. Gdy zaczęto wybijać szyby w klasie 7-ej, chcąc dać znać innym klasom, że się sprawa rozpoczęła, ks. katecheta Dubiszewski, przerażony hałasem, wymknął się cichaczem. Wzburzenie wśród gromady uczniów, dochodzącej do liczby 100, wzrasta, katechizmy i podręczniki rosyjskie do nauki religji leżą podarte na ziemi. Zjawia się zmieszany dyrektor Zaustinskij, pytając o powód rozruchów. Na to wśród bezładnych okrzyków odzywa się głos jednego z uczniów 8-ej klasy: „Dość już tego! Nie chcemy religji po rosyjsku! Jesteśmy Polakami, mieszkamy w Królestwie i żądamy religji w języku ojczystym”. Mówił to wszystko po polsku. Dyrektor odpowiada, że należało tę sprawę załatwić inaczej, zapomocą prośby, a nie awantur. Na to ktoś z tłumu odpowiada: „Tak, może gdzieindziej, ale nie w Rosji!”. Inny znowu woła: „Swiet”, „Nowoje Wremia” tak się rozwodziły nad uciskiem Polaków w Poznańskiem, a u nas przecież jeszcze gorzej!” Dyrektor zaprzestał na razie dalszej indagacji, a zaczął uspokajać z inspektorem wzburzonych uczniów. Najmłodsi z I i II klasy przyczyniali się do ogólnego zamieszania, wybiegając z lamentem ze szkoły.
Siedlce, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 1 lutego
Sprawozdanie o wypadkach 1902 r. czasopisma „Teka” (Lwów), Zeszyt lutowy z 1902 r., cyt. za: Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Zdecydowano, że dnia 1 lutego 1902 r. o godzinie 9 rano zbiorą się klasy 6 i 8 z uderzeniem dzwonka w klasie 7-ej, gdzie tego dnia od 8-ej rano odbywała się lekcja religji z podręczników rosyjskich i w ogóle po rosyjsku uczyć się nie będą.
O oznaczonej godzinie z uderzeniem dzwonka do 7-ej klasy rzeczywiście wpadli uczniowie wymienionych klas i zażądali uczenia religji po polsku. Na wszczęty alarm do klasy 7-ej weszli: inspektor Liwotow i dyrektor Zaustinskij [...]. Zaczęli uspakajać nas i pytać się, o co nam chodzi? Wytłumaczył im kol. Stefan Heydukowski, że chcemy nauczania religji po polsku. Na to dyr. Zaustinskij zauważył, że to nie od niego zależy i prosił nas, żebyśmy się uspokoili i rozeszli po klasach. Podczas zajścia podarto podręczniki religji, wybito szyby w klasie i rozleciała się katedra nauczycielska, mocno zmurszała. Cały przebieg tej akcji trwał zaledwie 10-15 minut.
Siedlce, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 1 lutego
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
W środę, 5-go lutego, przed godziną 9-tą rano wszyscy uczniowie katolicy zebrali się w sali kl. V-tej na wspólną modlitwę. Dyrektor, wnioskując coś niezwykłego z tak licznego zgromadzenia, zjawił się na modlitwę niewołany. Po skończeniu modlitwy poprosił dyrektor trzy niższe klasy, aby się oddaliły. Gdy chłopcy wyszli, zaczął mówić z katedry o burzeniu się umysłów (brożżenije umow). Uczniowie natychmiast mu przerwali i wszyscy zawołali: „religji po rosyjsku nie chcemy i dlatego od tej chwili na wykłady religji chodzić nie będziemy”. Przerażony „zuchwalstwem” dyrektor zeszedł z katedry i zawołał: „panowie, możecie mnie teraz obić i zhańbić (pobit' i osramit'), lecz ja waszych żądań zaspokoić nie mogę, bo to „carska wola”; zresztą, całą sprawę prześlę do ministra”.
Potem uczniowie powtórzyli kategorycznie swe oświadczenie i spokojnie rozeszli się na lekcje.
Biała, 5 lutego
Sprawozdanie o wypadkach 1902 r. czasopisma „Teka” (Lwów), Zeszyt marcowy z 1902 r., cyt. za: Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
[...] oto młodzież gimnazjalna w Siedlcach, Białej, Zamościu, Białymstoku, Poniewieżu i innych miastach zaprotestowała przeciw nauce religji katolickiej w języku moskiewskim. [...] Dwunastoletni chłopcy, zarówno jak dorastający młodzieńcy, wykazali męską stałość, spokój i świadomą celu energję. Nie złamała tej energji surowość władz moskiewskich, usiłujących załatwić sprawę zapomocą licznych wydaleń.
[...]
Szlachetna patrjotyczna młodzież nasza ma przed sobą otwartą drogę udziału w tej walce, którą zajścia siedleckie rozpoczęły. Droga ta – to pomoc kolegom wydalonym z Siedlec i Białej, a zapewne i z innych szkół. Niech młodzież odda swe siły i dobre chęci Komitetowi pomocy dla wydalonych, niech pomoże mu w ściąganiu na ten cel podatku od społeczeństwa, a wykaże przez to lepiej swą solidarność z walczącymi i spełni rozumną, prawdziwie obywatelską służbę publiczną.
Byłoby hańbą dla nas, gdyby choć jeden z wydalonych za tę święta sprawę nie miał możności dalszego kształcenia się, gdyby rodzice tych dzielnych młodzieńców w obawie o ich przyszłość musieli ukorzyć się przed wrogiem, gdyby po tak godnem wystąpieniu młodzieży znalazł się w Królestwie i w Kraju Zabranym choć jeden kapłan katolicki, któryby zgodził się dalej prowadzić wykład religji w języku innym, jak ojczysty.
Jeżeli w odpowiedzi na gwałt pruski posypały się ofiary na dzieci wrzesińskie, na gimnazjalistów osądzonych w Toruniu, to i dzielna młodzież z Siedlec i Białej niechaj otrzyma pomoc serdeczną. Tu niema dwóch zdań, niema sporów. Wszyscy powinniśmy dopomóc ofiarom przemocy moskiewskiej, wszyscy powinniśmy okazać, że solidaryzujemy się z młodzieżą w sprawie oporu przeciw nauce religji w języku rosyjskim, w mowie odwiecznych wrogów i prześladowców naszej wiary i naszego narodu.
Ale dla okazania tej solidarności nie potrzeba bezcelowych ofiar ze strony młodzieży, nie wolno wyzyskiwać jej szczerego zapału, jej gotowości do poświęceń. Teraz kolej na starszych. Niech dowiodą odważnem i stanowczem zachowaniem się wobec rządu moskiewskiego, że godni są być ojcami takich synów.
Warszawa, Królestwo Polskie, ok. 5–15 lutego
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Pierwsze dni lutego przyniosły nam wieści o szlachetnym proteście młodzieży naszej przeciwko wykładom religji w języku rosyjskim. I zabiło żywe serce każdego Polaka, bo protest ten odsłonił i ukazał jasne dusze naszych pacholąt, a sposób, w jaki został przeprowadzony, zaznaczył zarazem roztropność przyszłych bojowników w naszych wiekowych zapasach z drapieżnym, podstępnym i bezwzględnym azjatą. [...]
I nam, kapłanom, wieści o tym proteście barwią czoła rumieńcem, - ale rumieńcem wstydu, upokorzenia i hańby. Nam się radować nie wolno! nam wstyd i hańba, po trzykroć hańba! - bo w naszem tu gronie znaleźli się judasze Kościoła i Ojczyzny, którzy pierwsi podjęli się w myśl najezdniczego rządu wykładów religji w języku rosyjskim; hańba, iżeśmy później godnych im następców pośród nas wykarmili; [...]
Fratres! hańba za jednostki o miedzianych czołach i wygasłych duszach spada na cały nasz stan kapłański! I ten bowiem grzeszny, który błądzącego nie upomina – który mogąc zapobiec występkowi, nie zapobiega, - a myśmy ich dotąd nie upominali, jak na to zasługują, - nie przeszkadzaliśmy im piąć się tam, gdzie jedynie najdzielniejsi z pośrodka nas znajdować się mogą!
Fratres! nie pozwolimy, by hańba, jaka z tych ciemnych postaci na nas spada, niezmytą pozostała! [...] nasza bierność niemniej od ich czynów groźna! Pora, byśmy na wszystkich punktach wzięli czynny udział w tej walce podjazdowej, nie czekając, aż na dogmatach naszego Kościoła Moskal schyzmatyczną stopę postawi i do wojny już w polu otwartem nas zmusi!
[...] połączmy siły nasze, by zmusić wszelkiemi godziwemi środkami dotychczasowych katechetów do ustąpienia ze szkół, w których rząd chce mieć religję katolicką wykładaną w języku rosyjskim, - nie dopuścić gadom, wśród nas pełzającym, pełnienia moskiewskich przykazań, by gorący protest tych niewinnych owieczek oskoczonych przez wilki, a zdradzonych przez swoich przyrodzonych pasterzy, przebrzmieć miał bezowocnie!
ok. 5–15 lutego 1902
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Na pierwszy ogień poszedł obchód rocznicy Gogola. Obchód urządzono z wielką pompą w wielkiej sali aktowej gimnazjum, ozdobionej portretami carów, a także portretem Apuchtina. Zaproszono gubernatora i innych dygnitarzy Rosjan wraz z rodzinami. Znaczna część uczniów zmuszona była do wzięcia czynnego udziału w orkiestrze i chórach, reszta obowiązana była pod ostrym rygorem stawić się na obchód.
Młodzież ze swej strony, oczywiście, także zastanawiała się, jak się należy zachować w całej tej sprawie. Ze względu na panujący wśród młodzieży nastrój jasną było rzeczą, że zechce ona dać mu w jakiś sposób wyraz. Należało więc, celem uniknięcia bezładnych i przez to szkodliwych odruchów, obmyślić zawczasu sposób postępowania i ująć to wszystko w ramy organizacyjne. I tak się też stało. Koledzy z orkiestry i chórów dostali rozkaz wytwarzania jak największej kakofonji, koledzy zaś, znajdujący się na sali w charakterze widzów, którzy winni się byli stawić licznie, stanowili tłum, pod którego osłoną wyznaczeni do tego specjalni kółkowicze mieli za zadanie rozlewać cuchnące płyny i rozsypywać drażniące proszki.
Tak pomyślana manifestacja udała się w zupełności. Produkcje muzyczne i śpiewacze wypadły fatalnie, ku rozpaczy władzy, do tego dołączył się powszechny kaszel, kichanie, ucieranie nosów, wreszcie musiano nagwałt otwierać wszystkie okna sali ze względu na zbyt przykre zapachy rozlanych płynów. W rezultacie gubernator opuścił salę przed końcem uroczystości. - W ten sposób cel zamierzony osiągnęliśmy, jeżeli chodzi o publiczne zamanifestowanie naszych uczuć. Władze gimnazjalne doskonale zorjentowały się w sytuacji, nie mogły jednak nikogo chwycić na gorącym uczynku, aby wywrzeć na nim swą zemstę. Nikt też narazie nie został ukarany, sytuacja stała się jednak jeszcze bardziej napięta i atmosfera przeładowana elektrycznością.
ok. 4 marca
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Ostatnie zajścia w gimnazjach siedleckiem i bialskiem w Królestwie dały powód władzom rosyjskim do wydalenia kilkudziesięciu z młodzieży, która protestowała przeciw wykładowi religji w języku rosyjskim. Niektórzy z wydalonych mają rodziców zamożnych i surowy wyrok władzy nie przeszkodzi im dalej się kształcić, ale większość, pozostawiona bez pomocy, będzie zmuszona opuścić drogę, na której przygotowywała się do przyszłej pracy zawodowej i obywatelskiej. [...]
Nietyle współczucie dla pokrzywdzonych, ile instynkt samozachowawczy narodu, pragnącego jak najlepiej zużytkować swe siły, nakazuje nam zająć się losem tej dzielnej młodzieży, która w tak wczesnym wieku już zrozumiała, co to jest sprawa ogólna i godność narodowa.
Chcąc, ażeby Kraków narówni z innemi ogniskami życia polskiego spełnił pod tym względem swój obowiązek, niżej podpisani zawiązali Komitet, który stawia sobie za zadanie przyjmowanie i centralizowanie składek, przeznaczonych na Fundusz Bialsko-Siedlecki, a w następstwie pośrednictwo w rozporządzaniu tym funduszem, dopóki nie powstanie odpowiednie stałe stowarzyszenie.
Fundusz Bialsko-Siedlecki użyty będzie na umożliwienie dalszego kształcenia się młodzieży wydalonej z gimnazjów bialskiego i siedleckiego, ewentualnie z innych szkół, za protest przeciw nauce religji w języku rosyjskim.
Kraków, 7 marca
Podpisani: Kazimierz Bartoszewicz, K. Lubecki, Idalja Pawlikowska, Marja Siedlecka, Włodzimierz Tetmajer, Władysław Turski, Kasper Wojnar
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Przyszła niezadługo zawczasu już zapowiedziana druga uroczystość ku czci poety Żukowskiego. Tym razem postanowiono najwidoczniej wyłapać głównych prowodyrów. Wszystkim uczniom według alfabetu, rozdano broszurki o Żukowskim; na każdej takiej broszurce wypisane było imię i nazwisko ucznia, któremu ona została ofiarowana. Liczono się zapewne z tem, że niektórzy z uczniów manifestacyjnie nie przyjmą wręczanej broszury i w ten sposób wpadną od razu w pułapkę. Wybraliśmy jednak inną drogę postępowania. Przyjęliśmy wszyscy broszurę, ale przy wyjściu z gimnazjum ustawiliśmy się parami, urządzając pochód przez całe miasto i drąc broszury w kawałki. Cała droga nasza przez główne ulice Radomia została pokryta kawałkami papierów jak śniegiem. Była to więc już manifestacja uliczna, która poruszyła całe miasto i postawiła na nogi policję i żandarmerję.
Radom, zabór rosyjski, ok. 24 kwietnia
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Tu jeszcze trwa fabryka. Dom niby gotów – ale rozmaite, konieczne dodatki pociągają wciąż za sobą również konieczne wydatki i wymagają obecności to stolarzy, to szklarzy, to rozmaitych innych rzemieślników. Pakownicy rozpakowali i odjechali, a raczej sam ich wysłałem, nie chcąc płacić 5 r. dziennie na głowę. Po ich wyjeździe rozpoczęło się miłe meblowanie. Szczęściem wziąłem ze sobą tapicera i mam dwóch służących [...] - a do pomocy ogrodnika. Inaczej trudno by dać sobie rady z wieloma ogromnymi i ciężkimi rzeczami. Praca to ogromna. Pokój jadalny już ukończyłem. Tyle było przybijania obrazów, segregowania porcelany, sreber, fajansów, ustawiania kredensów, że i tak poszło wszystko ze zdumiewającą szybkością. Sień prawie skończona. Mój gabinet również. Po ustawieniu szaf do książek i ukończeniu ścian musiałem sam układać całą masę książek, chcąc wiedzieć, gdzie co jest. Zajęło mi to sobotę od rana do wieczora. Tak więc trzy pokoje, nie licząc sypialnych, jako tako urządzonych – gotowe, nadzwyczaj porządne i, jak zobaczysz, nadzwyczaj podłe, o ścianach poobskrobywanych etc. Bardzo średnie! Salon jeszcze w ruinie. Tyle jest wszędzie drzwi i okien, że nie ma gdzie umieścić nie tylko obrazów, ale i mebli. Za to jest telefon, dzwonki wszędzie – i wszędzie przelewa się... cywilizacja. -
W gospodarstwie wszystko jak najlepiej: nie ma mąki, nie ma słomy, nie ma pośladu dla kur, nie ma kur i paszy – natomiast będą grzyby, jeśli wyrosną. W tym wszystkim, co piszę, jest trochę przesady i trochę miłego humorku, ale to lepiej! W ten sposób wyda się Wam Oblęgorek jeśli nie rajem – to przynajmniej nie tak straszną dziurą, jak opisuję [...].
[Oblęgorek] k. Kielc, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 9 czerwca
Henryk Sienkiewicz, Listy, t. IV, Część pierwsza: Maria z Szetkiewiczów Sienkiewiczowa – Maria z Wołodkowiczów Sienkiewiczowa – Maria z Babskich Sienkiewiczowa (1888-1907), oprac. Maria Bokszczanin, Warszawa 2008.
Szanowny Panie Redaktorze!
Otrzymałem podobno od Pana kartę pocztową, ale jej... nie czytałem. Nie było mię przez kilka dni w Nałęczowie, gdyż wyjeżdżałem w okolicę – w tym czasie malec mój zdążył ściągnąć kartę Pańską ze stolika, wynieść ją i tak gdzieś ukryć, że pomimo pilnych poszukiwań znaleźć jej nie mogłem. Wiem tylko z ust osoby, która od roznosiciela list otrzymała, że pochodził od Pana.
Nie znając treści, mogę tylko podziękować za pamięć i wyrazić przy tej okazji prawdziwy i szczery zachwyt, szczery podziw dla trzech tomów „Chimery”, które tu widzieć mi się zdarzyło. Ukazują one nie tylko kwiat wielkiej twórczości, którym od kilku dni zachwycamy się tu wszyscy, ale, niestety, dają (mnie odobiście) możność mierzenia tą ogromną miarą grubości własnego kołtuństwa...
Nałęczów, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, willa Oktawia, 13 sierpnia
Stefan Żeromski, Listy 1897-1904, oprac. Zdzisław Jerzy Adamczyk, Pisma zebrane, red. Zbigniew Goliński, Warszawa 2003.
Walczycie na kresach. Może na kresach nocy i rozkwitu, może na kresach bezprawia i sprawiedliwości, może na kresach zwątpień i porywów dusz własnych. Młodość w ziemi niewoli jest ciężka. Jest ona zawsze chmurną, a nie zawsze górną jej być wolno. Gwałt bezprawia, który dociska nas wszystkich, stokroć śmiertelniej dociska młodość waszą, będąc zaprzeczeniem samej jej istoty: wzlotów i swobody ducha.
[…]
Jakkolwiek jest, czujcie się, czujmy się wszyscy do wysokiej służby ideałów. Słuchajcie pilnie zawołania, które wyda Duch-Wódz, Duch-Narodu. On niech Wam będzie światłem siłą i natchnieniem życia! Przyjmijcie zakon rycerzy kresowych, twardy zakon pracy dla jutra, zakon obrony najwyższych dóbr narodu! Gdy Wam nie wolno być wiosną swej ziemi, bądźcie jej surową strażnicą.
31 grudnia
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Grzegorzu Edwardowiczu! W Bogu spoczywający Dziad Mój, Cesarz Aleksander II, w dn. 13 sierpnia 1880 roku Najmiłościwiej rozkazał zarządzającemu ministerstwem oświaty narodowej nie wzbraniać w przyszłości wykładania religji rzymsko-katolickiej uczniom średnich zakładów naukowych w gubernjach Królestwa Polskiego w ich języku ojczystym, z zastrzeżeniem, aby ten sposób postępowania nie był rozciągnięty na niektóre zakłady naukowe, gdzie wykłady rzeczone odbywały się dotychczas w języku rosyjskim.
Uznawszy obecnie za dobre, aby porządek rzeczy, ustanowiony przez Najwyższy Rozkaz z dn. 13 sierpnia 1880 r. dla większości zakładów naukowych warszawskiego okręgu naukowego był rozciągnięty i na te sześć męskich i dwa żeńskie zakłady naukowe tego okręgu, co do których dopuszczone było wyżej wymienione ograniczenie, polecam Panu zająć się przedsięwzięciem kroków, skierowanych ku temu, aby z początkiem przyszłego roku szkolnego wykłady religji rzymsko-katolickiej w języku ojczystym uczniów dozwolone były we wszystkich bez wyjątku średnich zakładach naukowych kraju, w których kształcą się wychowankowie lub wychowanice tego wyznania.
Na oryginale własną Jego Cesarskiej Mości ręką podpisano:
„MIKOŁAJ”.
Dan w Carskim Siole, dnia 25 maja [starego stylu]
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Zjazd Szkoły Głównej był bardzo liczny. Z Krakowa był prof. Rostafiński. Obiad i mowy trochę przydługie. Ale całość obchodu miała coś uroczystego i zarazem melancholijnego – jak duża fala, która już przepływa, a raczej przepłynęła, a wkrótce jej nie będzie. Łączyło się też to ze wspomnieniem polskich wykładów, wielkiego zapału do życia i nauki wielkich wrażeń. Profesorów dawnych naliczyliśmy blisko piętnastu, a było na obchodzie z dziewięciu. Część mego przemówienia podały gazety, ale nie wszystko.
Oblęgorek k. Kielc, zabór rosyjski, 12 czerwca
Henryk Sienkiewicz, Listy, t. IV, cz. 3, Henryk Józef Sienkiewicz – Jadwiga Sienkiewiczówna – Helena Sienkiewiczówna – Lucjan Sieńkiewicz, oprac. Maria Bokszczanin, Warszawa 2008.
Chciałbym bawić się częściej w teatrze Nowości, bo bawić się tam można bardzo często, ale, niestety, przeszkadza mi wadliwy dojazd i odjazd z teatru, a chodzić nie mogę.
Wjeżdża się tam z ul. Daniłowiczowskiej, ale chociaż przed wejściem do teatru jest daszek, przy wysiadaniu zmoknąć trzeba, ponieważ dorożki nie stają pod daszkiem, ale przy domu przeciwległym – po cóż więc podjazd?
Przy odjeździe z teatru jeszcze gorzej.
Dorożki stoją na ul. Teatralnej aż do Daniłowiczowskiej. Kto wcześnie wychodzi z teatru, znajduje dorożkę przy teatrze, ale każdy następny widz może zdobyć dopiero dalszą dorożkę, niejeden dopiero przy ul. Daniłowiczowskiej, a tymczasem moknie i brnie w błocie.
A przecież możnaby [sic!] ustawić tam dorożki bardzo dla publiczności dogodnie.
Oto niech dorożki wjeżdżają przed teatr z ul. Długiej, a wszystko będzie dobrze. Wsiądzie kto w pierwszą dorożkę, podjedzie druga, i w ten sposób każdy znajdzie dorożkę przed samym teatrem, nie narażając się na zmoknięcie.
W danym razie dorożki mogłyby podjeżdżać z ulicy Teatralnej, a odjeżdżać w kierunku Długiej. Czy tak, czy owak, publiczność miałaby wygodę, której obecnie nie znajduje.
„Kurjer Warszawski” nr 5, 5 stycznia 1902, w zbiorach Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego.
W Piotrkowie, 19 stycznia, młodzież ucząca się w gimnazjach męskiem i żeńskiem oraz Aleksandryjskiej szkole miejskiej, prawie wyłącznie Polacy i Żydzi, zebrała się o zwykłym czasie w gmachach szkolnych i nie rozchodząc się do klas, zwróciła się do swej władzy z żądaniem zastąpienia wszystkich nauczycieli Rosjan – Polakami, wykładów języka rosyjskiego – wykładami języka polskiego, zniesienia pomocników wychowawców klasowych i t. d.
Wobec niemożliwości rozmawiania z tłumem, młodzież szkolna została zwolniona do domów i uchwałami rad pedagogicznych tego samego dnia wszyscy biorący udział w demonstracji zostali ze szkół usunięci. Wydalono w męskiem gimnazjum 256; w żeńskiem 186 i w Aleksandryjskiej szkole 137.
Piotrków Trybunalski, zabór rosyjski, 25 stycznia 1905 st. stylu
Kilka dokumentów do dziejów strajku szkolnego w Piotrkowie Trybunalskim w r. 1905, podał Ludwik Waszkiewicz, Łódź 1930.
Od wczoraj nie ma dorożek i tramwajów, nie ma posłańców, a prywatną służbę niosącą pakunki motłoch zatrzymuje i maltretuje jako nieposłuszną hasłu bezrobocia. Były nawet wypadki przewracania do góry nogami prywatnych karet lekarzy.
Oczywiście niepodobna by w tej chwili dostać paszportów, bo nikt się tym nie zechce zająć, gdyż chodzenie po mieście jest niebezpieczne, a cyrkuły i ratusz mają co innego do roboty.
[...]
Z tym wszystkim cała nasza dzielnica jest względnie spokojna jako daleka od robotniczych. Zajścia były na Wolskiej, Chłodnej, placu Grzybowskim etc. Wczoraj pomknąłem z domu w sekrecie przed Marynią i chodziłem do drugiej po mieście. Widziałem tu i ówdzie gromady ludzi, a zarazem i oddziały kozaków i wojska, ale do zajść krwawych nie przychodziło z wyjątkiem krańców miasta. Strzelano podobno na niektórych ulicach. Ale wśród chaosu wieści i plotek trudno dokładnie wiedzieć, gdzie i w jakich rozmiarach.
U nas, w okolicach Kruczej, było cicho. Były jakieś usiłowania odbicia piekarni i sklepów rzeźniczych, ale brały w nich udział małe gromadki wyrostków. Na Hożej rzeźniczka, wypadłszy z kijem, rozniosła postrach w armii oblężniczej, złożonej z trzydziestu kilku pauprów, która cofnęła się też w zupełnym nieładzie. Zresztą pusto i cicho. Ani posłańców, ani dorożki, a koło jedenastej żywego ducha na ulicy.
Warszawa, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 29 stycznia
Opowiadał p. G[ąssowski], a dziś się potwierdza, że na Królewskiej, Długiej i w kilku innych miejscach zrabowano i podpalono monopole. Dziś (niedziela rano) strzelano już podobno ostro na Długiej.
Rzecz jest szczególna, że na ulicach widać między publicznością sołdatów nie tylko skonsygnowanych w oddziały, ale i chodzących sobie za swymi interesami bez broni po jednym, po dwóch, i nikt na nich palca nie zakrzywia. To dowód czysto socjalnego charakteru rozruchów.
Spotykają się one ze stanowczym potępieniem. Są szkodliwe i niewczesne. Odsuwają nasze dezyderaty narodowe na dalszy plan. Społeczne są także bezmyślne, przyjdzie bowiem straszliwa nędza i drożyzna. Nędza była już przedtem, cóż będzie teraz. Polskie socjalne barany pracują równocześnie przeciw własnym żołądkom i na korzyść pruskiego wilka. Gdyby bowiem rozruchy zmieniły się w całym państwie, a zatem i u nas, w wielką rewolucję, to Prusacy niezawodnie tu wejdą. Jest w tym i ta smutna strona, że widocznie poczucie naszej odrębności narodowej i społecznej zmniejszyło się w wysokim stopniu. Wszelkie demonstracje, nawet i socjalistyczne, były dawniej odrębne. Obecnie jesteśmy tylko dziewiątą falą od kamienia rzuconego w wodę w Petersburgu tak, jakby nie tylko państwo, ale i społeczeństwo było jednolite. Kto pracował nad zatratą tego poczucia odrębności, niech za to odpowiada.
Warszawa, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 29 stycznia
Henryk Sienkiewicz, Listy, t. IV, cz. 3, Henryk Józef Sienkiewicz – Jadwiga Sienkiewiczówna – Helena Sienkiewiczówna – Lucjan Sieńkiewicz, oprac. Maria Bokszczanin, Warszawa 2008.
W tej chwili wpadł Gąssowski, którego żona puściła pod warunkiem, że dalej jak do nas nie pójdzie. Wiadomości są złe. Wielkie strzelanie na Marszałkowskiej i Sosnowej, a zapowiada się jeszcze groźniejsze na Krakowskim. Po Kruczej chodzą ludzie rzadko, ale spokojnie. Od czasu do czasu widać oddziały piechoty. Monopole znów są napadane w dzielnicach robotniczych. Jakkolwiek Bund żydowski bierze udział w rozruchach, judenheca nie jest wyłączona.
Sklepy, restauracje zamknięte. Nie wiem, co będą jedli kawalerowie. My i Babunia mamy zapasy na dni kilka.
Wybuchu prawdziwej rewolucji nie ma się co obawiać, albowiem miasto jest fortecą. Ma cytadelę nad sobą i forty. Stan oblężenia jakoby dziś ogłoszono.
[...]
Dzień dzisiejszy może się źle skończyć, ale jutro przypuszczam, że będzie już spokojniej.
Warszawa, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 29 stycznia
Henryk Sienkiewicz, Listy, t. IV, cz. 3, Henryk Józef Sienkiewicz – Jadwiga Sienkiewiczówna – Helena Sienkiewiczówna – Lucjan Sieńkiewicz, oprac. Maria Bokszczanin, Warszawa 2008.
My, młodzież ucząca się w... (nazwa szkoły), głęboko odczuwając ucisk i upokorzenie, jakie wywołuje w nas system rusyfikacyjny i policyjny, panujący w obecnej szkole rosyjskiej, a z właściwemi żądaniami naukowo-wychowawczemi niemający nic wspólnego, oświadczamy, że obecny system szkolnictwa, zmuszając nas do zdobywania wiedzy w mowie obcej dla nas i wrogiej, tępiąc w nas każdy przejaw samodzielnej myśli krytycznej i solidarności koleżeńskiej i wyrywając z nas każdą dzielniejszą i śmielszą jednostkę, niszczy nasze siły duchowe i fizyczne, a jako jedyny skutek dodatni wywołuje nieprzejednaną nienawiść i pogardę dla naszych policyjnych wychowawców. W silnem poczuciu tego gwałtu, zadawanego naszym elementarnym i przyrodzonym potrzebom kulturalnym, żądamy:
1.języka wykładowego i administracyjnego polskiego w szkole;
2.nauczycieli i kierowników szkoły Polaków;
3.kontroli rodziców nad sprawami szkolnemi;
4.zniesienia wszelkich ograniczeń i różnic w przyjmowaniu do szkoły.
Do czasu zadośćuczynienia tym naszym żądaniom, lub do czasu zmiany naszych postanowień, powstrzymujemy się solidarnie od uczęszczania do szkoły.
Warszawa, 30 stycznia
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Tajne. W piotrkowskiej szkole 3-klasowej dnia 19 stycznia po modlitwie porannej, w czasie której zebrali się wszyscy wychowańcy, gdy skierowano ich do klas, a nauczyciele udali się do pokoju nauczycielskiego – na korytarzu szkolnym dało się słyszeć poruszenie wśród uczniów. Nauczyciel dyżurujący, czuwający nad ogólnym porządkiem, zauważył, że kursiści i uczniowie, przeważnie z oddziałów starszych, zaczęli gromadzić się na korytarzu w sąsiedztwie pokoju nauczycielskiego; w odpowiedzi na wezwanie nauczyciela, aby wrócili do klas, – zażądali widzenia się z inspektorem szkoły. Po ukazaniu się inspektora, jeden z uczniów kursów pedagogicznych, jak się potem okazało Feliks Głębicki, zaczął czytać głośno po polsku żądania uczniów [...]. Koledzy Głębickiego otoczyli go kilku rzędami tak, że nie było go widać i nie można było zbliżyć się do niego. Na żądanie inspektora, aby go przepuszczono do czytającego, - kursista Józef Włodarski odpowiedział: „Przepuścimy, gdy żądania będą odczytane”. Pismo zostało przeczytane, poczem, pomimo wezwań ze strony inspektora i obecnych przy tem nauczycieli, aby uczniowie wrócili do klas na lekcje, – prawie połowa uczniów demonstracyjnie wyszła ze szkoły. Pozostali, przeważnie z oddziałów młodszych, wrócili do klas i zaczęła się pierwsza lekcja, w czasie której sprawdzono liste obecnych. Z powodu ogólnego wśród uczniów wzburzenia stało się niepodobieństwem dalsze prowadzenie lekcyj; uczniów zwolniono do domów z tem, aby w piątek przyszli do szkoły. Po zwolnieniu uczniów, na nadzwyczajnem posiedzeniu rady pedagogicznej postanowiono tych, którzy byli na pierwszej lekcji dnia 19 stycznia, pozostawić nadal w szkole i w piątek (21 stycznia) odbywać z nimi lekcje – o ile to będzie możliwe; tych zaś, którzy samowolnie uciekli z pierwszych lekcji, – uważać za usuniętych i zabronić im wstępu do szkoły – do czasu odpowiedniego rozporządzenia władz.
Piotrków Trybunalski, zabór rosyjski, 8 lutego 1905 st. stylu
Kilka dokumentów do dziejów strajku szkolnego w Piotrkowie Trybunalskim w r. 1905, podał Ludwik Waszkiewicz, Łódź 1930.
O lekcjach w dniu 21 stycznia i o niedopuszczeniu do lekcyj nieobecnych w dniu 19 stycznia – wywieszono na bramie szkolnej ogłoszenie, które dnia 21 stycznia na godzinę przed rozpoczęciem zajęć w szkole zostało zerwane. Dnia 21 stycznia stawiło się w szkole około 60 uczniów; jedni z nich w towarzystwie rodziców, inni przedostali się okólnemi drogami, gdyż w alejach osoby postronne, uczniowie gimnazjalni, uczniowie szkoły aleksandryjskiej i słuchacze kursów pedagogicznych przeszkadzali kolegom, udającym się do szkoły; zrywali z czapek znaczki, pluli w twarz, bili, darli odzież i domagali się złączenia z nimi lub powrotu do domu. Przed przyjściem uczniów do szkoły dnia 21 stycznia rzucono z ulicy w okna szkolne trzy kamienie i rozbito pięć szyb. Do szkoły przyszli rodzice niektórych ucznió i wyrazili niezadowolenie, wskazując, że dzieciom uczęszczającym do szkoły grozi niebezpieczeństwo. Niepodobieństwem było kontynuować zajęcia szkolne i dlatego uczniów zwolniono do domów i lekcje przerwano do czasu, aż w mieście ustanie wrzenie wśród młodzieży.
Jednocześnie wszczęto korespondencję „w poriadkie położenija o gosudarstwiennoj ochranie”, w sprawie szkodliwego pod względem politycznym kierunku uczniów kursów pedagogicznych i Aleksandryjskiej 3-klasowej szkoły miejskiej – Głębickiego i Włodarskiego.
Piotrków Trybunalski, zabór rosyjski, 8 lutego 1905 st. stylu
Kilka dokumentów do dziejów strajku szkolnego w Piotrkowie Trybunalskim w r. 1905, podał Ludwik Waszkiewicz, Łódź 1930.
Szanowny Panie Stanisławie,
Pisałem do Pana przed paru tygodniami – nie wiem, czy list mój doszedł do rąk Pańskich? Jak się Pan miewa i kiedy wraca Pan do kraju? U nas tu błogo! [...] Dla nabrania wprawy „nasze bohaterskie gwardie” próbują różnej broni na naszej skórze – dwa tygodnie temu dwa razy zaledwie uniknąłem na Nowym Świecie i Chmielnej kolby, kuli i pałasza [Fala gwałtownych rozruchów przetoczyła się przez Warszawę 27, 28 i 29 stycznia 1905] – dopadłszy bramy domu – teraz będzie trudniej, bo p. Ob[er] Policmajster „dla ochrony spokojnych mieszkańców przed burzycielami porządku społecznego” rozkazał trzymać bramy domów zamknięte na klucz.
[Zakopane?], 16 lutego
Stefan Żeromski, Listy 1905–1912, oprac. Zdzisław Jerzy Adamczyk, Pisma zebrane, t. 37, pod red. Zbigniewa Golińskiego, Warszawa 2006.
Zebrani w liczbie przeszło tysiąca osób rodzice i opiekunowie po wyczerpujących rozprawach i uznaniu, iż obecne wypadki w zakładach naukowych są wynikiem całego systemu istniejącego szkolnictwa i że stan ten nakłada na nich obowiązek wystąpienia w możliwej, w obecnem położeniu, formie o przywrócenie w najkrótszym czasie szkoły polskiej, – postanowili, po przedstawieniu wyniku swych narad obecnemu na zebraniu Kuratorowi Okręu Naukowego, żądać przez tegoż Kuratora: przywrócenia szkoły polskiej i nieotwierania szkół obecnie istniejących aż do ukonstytuowania żądanej szkoły polskiej.
Prezydjum: Stanisław Lewicki, Adolf Pepłowski, Władysław Bukowiński, Tadeusz Balicki.
Warszawa, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 19 lutego
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Wobec faktu, że nie wzięliśmy udziału w wiecu akademickim dn. 28 stycznia 1905 r., winniśmy społeczeństwu i kolegom wyjaśnić pobudki naszego zachowania się.
W chwili zachwiania się caratu, gdy wszystkie odłamy naszego społeczeństwa wystawiają żądania niezbędnych dla swego rozwoju warunków, dążyliśmy do podobnego wspólnego wystąpienia polskiej młodzieży uniwersyteckiej. Przewodnią myślą podjętych przez nas usiłowań było uwidocznić potrzeby całego narodu w tej dziedzinie jego życia, która, jako teren bezpośredniej naszej działalności, jest nam znaną najbardziej: - w dziedzinie szkolnictwa i życia akademickiego. Dlatego z żywą radością przyjęliśmy propozycję porozumienia się obu odłamów młodzieży polskiej na uniwersytecie, aby te potrzeby z tem większą wyrazić siłą. O porozumienie to staraliśmy się usilnie, na wstępie jednak natrafiliśmy na wielkie trudności: - usłyszeliśmy mianowicie od młodzieży postępowej, że w sprawie zmian w szkolnictwie i życiu akademickim Polskiem musi zabrać głos również żydowska i rosyjska młodzież, oraz, że wszelkie dążenia młodzieży polskiej streszczać się winny w jednem, obejmującem wszystko, haśle: - precz z caratem! Wówczas określiliśmy swe stanowisko zasadnicze, na jakiem stoimy od szeregu lat i z którego ustąpić nie pozwala nam nasze sumienie obywatelskie. Stwierdziliśmy tedy raz jeszcze , że za powołaną do stanowienia o potrzebach społeczeństwa polskiego uważamy jedynie tylko młodzież, poczuwającą się do polskości; wykazywaliśmy, że hasła: precz z caratem! nie uważamy ani za najdalej idące, ani za wystarczające dla nas jako obywateli Rzeczypospolitej, zawsze, mimo rozczłonkowania, żywej i jednolitej. Stojąc na gruncie obywatelskim, gotowiśmy byli stawiać żądania polityczne; wszakże dojść do nich chcieliśmy przez wykazanie krzyczących niesprawiedliwości otaczającej nas dziedziny szkolnictwa; bo tylko w tym wypadku żądania nasze mogłyby posiadać wartość realnej i zdobywczej walki – w przeciwstawieniu do rzucania w powietrze najskrajniejszych haseł.
Nie ustępując nic z tego stanowiska w czasie rokowań z młodzieżą postępową, nie cofaliśmy się jednak przed daleko idącemi ustępstwami. Zgodziliśmy się nawet na udział młodzieży żydowskiej i rosyjskiej w rozstrzyganiu wszystkich spraw na wiecu. Dla zapewnienia wiecowi w tych warunkach polskiego charakteru tem pożądańszą stawała się jednomyślność obydwu odłamów młodzieży polskiej. Ku osiągnięciu jej skierowaliśmy też wszystkie swe siły. Kiedyśmy się jednak czuli bliskimi celu, - w ostatniej chwili oświadczyli nam przedstawiciele młodzieży postępowej, że osiągnięte porozumienie ma znaczenie li tylko prywatne, wobec nieprzyjęcia w niem udziału przez młodzież rosyjską i żydowską. Prąc usilnie do jedności, myśmy się i na takie porozumienie zgodzili. W przeddzień wiecu wyznaczony został termin dla ostatecznego wypracowania wspólnego dla całej młodzieży polskiej wniosku. Na zebranie to przedstawiciele młodzieży postępowej się nie stawili. Od tej chwili zrozumieliśmy, iż w walce o nasze ideały możemy liczyć już tylko na siebie. Do porozumienia się między sobą przed wiecem został nam jednak jeden dzień tylko. Wskutek tego na wiec mogła się wstawić zaledwie 1/3 naszego ogółu. W tych warunkach uznaliśmy wszelkie środki obrony naszego stanowiska na wiecu za wyczerpane. Nie mieliśmy więc innego wyboru, jak tylko powstrzymać się zupełnie od danego wystąpienia Wszechnicy Warszawskiej. Nie znaczy to jednak, byśmy się wyrzekli wystawienia istotnych żądań młodzieży polskiej. przeciwnie, na ogłoszenie ich zawsze znajdziemy czas i siły!
20 marca
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Z polityki nic nowego, a z wiadomości miejscowych jedna ważna, tj. że Lilpop, Rau et Comp. Zamknięta na dobre. Był streik. Robotnicy stawiali żądania niemożliwe, nieporozumienie rosło, doszło do awantur i zamknięcia. Teraz płacz i zgrzytanie zębów między tymiż samymi robotnikami. – Co będzie z akcjami, postaram się dowiedzieć i przywiozę wiadomość. -
W ogóle anarchia wzrasta, a z nią i nędza. Wodzami są Żydzi rosyjscy i kto wie, czy nie umyślnie prowadzą do ruiny na korzyść przemysłu postronnego. –
Streik szkolny dzieli ludzi w dalszym ciągu.
Gorąco jest nieznośnie.
[Warszawa], Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 4 sierpnia
Henryk Sienkiewicz, Listy, t. IV, Część pierwsza: Maria z Szetkiewiczów Sienkiewiczowa – Maria z Wołodkowiczów Sienkiewiczowa – Maria z Babskich Sienkiewiczowa (1888-1907), oprac. Maria Bokszczanin, Warszawa 2008.
Powtarzam, że tu wszystko spokojnie i życie idzie normalnie. Ostatnie rozruchy były następstwem manifestu, który socjalistów i rewolucjonistów nie zadowolnił. Ogłoszono powszechne bezrobocie podobno na dni dwanaście, albowiem uznano za potrzebne: „aby życie zamarło” – i zarazem ogłoszono ni plus, ni moins, tylko rewolucję, jako wybuchłą i rozpoczętą. – Ani jedno, ani drugie się nie udało, albowiem głupota ludzka nie ma wprawdzie granic, ale cierpliwość ludzka ma. Toteż w wielu większych fabrykach, gdzie robotnicy czuli się na sile, obito porządnie robotników, większe fabryki idą, sklepy otwarte, dorożek pełno (dorożkarze na propozycję strejku odpowiedzieli podobno batami, a przynajmniej groźbą batów). Pisma nie wychodziły przez jeden dzień – i to nie wszystkie – teraz już wychodzą. Na ulicach ruch zwykły, słowem fiasco, chwała Bogu, kompletne. I kto patrzy głębiej na rzeczy, ten dochodzi do wniosku, że naprawdę wszystko to jest najzupełniej bezsilne. Burzy się, terroryzuje i chce zamieszek jedna frakcja, naprawdę bardzo nieliczna – ale naród nie chce rewolucji i rewolucji nie będzie. Natomiast zamieszki, bomby, strzelanie zza płotu, morderstwa i terroryzm może być jeszcze długo i ten stan rzeczy sprowadzi lada chwila niezmiernie uciążliwy i przykry dla wszystkich stan oblężenia.
[Warszawa], Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 24 sierpnia
Henryk Sienkiewicz, Listy, t. IV, Część pierwsza: Maria z Szetkiewiczów Sienkiewiczowa – Maria z Wołodkowiczów Sienkiewiczowa – Maria z Babskich Sienkiewiczowa (1888-1907), oprac. Maria Bokszczanin, Warszawa 2008.
Dziś ogłoszono stan wojenny w Warszawie i powiecie warszawskim – na jak długo, nie wiadomo.. tymczasem życie z różnych względów jest utrudnione, natomiast prawdopodobne jest, że strejki ustaną, albowiem zmuszenie do nich za pomocą terroru i rewolwerów będzie sądzone przez sądy wojenne, które nie żartują. Różnica jest np. taka, że gdy przy robotniku znajdowano rewolwer – wedle sądów cywilnych mógł być skazany na 10 r. kary, a sąd wojenny może go nawet kazać rozstrzelać. Stan wojenny daje też władzę dyskrecjonalną rewizji, wysłania, aresztowania etc. - dziś ma się odbyć więc rodziców, na który uzyskano pozwolenie, ale czy się odbędzie i czy pozwolenie nie upadło przez ogłoszenie stanu wojennego – nie wiem. Większosć rodziców streik szkolny potępia. -
Warszawa, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 25 sierpnia
Henryk Sienkiewicz, Listy, t. IV, Część pierwsza: Maria z Szetkiewiczów Sienkiewiczowa – Maria z Wołodkowiczów Sienkiewiczowa – Maria z Babskich Sienkiewiczowa (1888-1907), oprac. Maria Bokszczanin, Warszawa 2008.
Wczoraj byłem u Benniego na piątku. Mało było osób z powodu stanu oblężenia, a gdym wracał o 12 ½, nie widziałem na ulicy żywej duszy. Wieczorami rewidują od czasu do czasu przechodniów, szukając rewolwerów, ale w dzień miasto wygląda jak zwyczajnie – i to bez najmniejszej różnicy, bo nawet i patrolów nie ma więcej. W ogóle ostatnie wezwanie do powszechnego strejku i olbrzymich manifestacji wraz z ogłoszeniem rewolucji w zeszły poniedziałek zrobiło niesłychane fiasco. Czytałem tę odezwę, która jest stekiem głupoty, złości i podłości. Oświadcza się w niej, że „Krwawy Mikołaj” porozumiał się ze szlachtą, burżuazją i tak zwaną inteligencją przeciw proletariatowi, a zatem precz z nim! „Życie ma zamrzeć, wszelki ruch kolejowy i kołowy ma być powstrzymany, sklepy zamknięte, praca wszelka zawieszona, a lud ma wyjść na ulice – i do broni!”
Lud u Rudzkiego, Lilpopa Rau i kilku innych fabrykach odpowiedział kijami, ruch nie był wstrzymany, sklepy nie były zamknięte, praca nie zawieszona, a na ulicach nie było nikogo. Mimo to ogłoszono stan oblężenia i stosuje się go tak mądrze, jak zwykle. Wczoraj na bramie fabryki Bormana zatknął ktoś w nocy czerwoną chorągiew. Rano ją zdjęto, mimo tego kara spadła – i zgadnij na kogo? Na fabrykanta! Kazano Bormanowi, to jest jednemu z tej kategorii, przeciw którym zwracają się właśnie czerwone chorągwie, zapłacić 3000 rubli. [...]
Stan oblężenia zepchnął trochę inne na dalszy plan. Pokój, jak mówią, ma być pewny.
Warszawa, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 26 sierpnia
Henryk Sienkiewicz, Listy, t. IV, Część pierwsza: Maria z Szetkiewiczów Sienkiewiczowa – Maria z Wołodkowiczów Sienkiewiczowa – Maria z Babskich Sienkiewiczowa (1888-1907), oprac. Maria Bokszczanin, Warszawa 2008.
Tu ciągle spokojnie, chociaż na ulicach zatrzymują i rewidują od czasu do czasu młodych ludzi i robotników. Przeważnie szukają rewolwerów – do kieszeni jakoby nie zaglądają. Ogłosił też policmajster, że wieczorami trzeba mieć dowody osobiste przy sobie. Przypuszczam, że chodzi głównie o mężczyzn. Mało widuję znajomych, bo mało kto jest w Warszawie. [...]
Pisma wychodzą; miasto absolutnie spokojne.
Warszawa, 27 sierpnia
Henryk Sienkiewicz, Listy, t. IV, Część pierwsza: Maria z Szetkiewiczów Sienkiewiczowa – Maria z Wołodkowiczów Sienkiewiczowa – Maria z Babskich Sienkiewiczowa (1888-1907), oprac. Maria Bokszczanin, Warszawa 2008.
Dziś dodatek nadzwyczajny: mobilizacja! Wszyscy oficerowie powołani znów – a więc wojna! Jeszcze nie wierzę, byłby to bowiem ostatni wyraz zaślepienia i ostatni krok do zguby. Myślę, że to straszak dla uzyskania lepszych warunków. Ale jeśli nie, to ani Chrzanowscy, ani Mokrzecki tym razem się nie wywiną. Prawie jednak jestem pewien, że to bluff!
Warszawa, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 29 sierpnia
Henryk Sienkiewicz, Listy, t. IV, Część pierwsza: Maria z Szetkiewiczów Sienkiewiczowa – Maria z Wołodkowiczów Sienkiewiczowa – Maria z Babskich Sienkiewiczowa (1888-1907), oprac. Maria Bokszczanin, Warszawa 2008.
My, niżej podpisani studenci Uniwersytetu Warszawskiego, Polacy, uważamy w obecnej chwili za swój obywatelski obowiązek wykazać te potrzeby naszego studenckiego życia, które pomimo elementarność swoją od dziesiątków lat już napróżno domagają się zadośćuczynienia z wielkim uszczerbkiem dla naszego narodowego i kulturalnego rozwoju.
System wynaradawiania i policyjnego dozoru zaczyna się dla nas już w szkole niższej i średniej. Z chwilą wstąpienia do Uniwersytetu przekonywamy się, że jego mury nie chronią nas od rządowej polityki, starającej się nam wydrzeć, co mamy najdroższego. Nie w świątyni czystej wiedzy się tu czujemy, lecz raczej w jakiejś polityczno-policyjnej instytucji, sztucznie obmyślonej ku temu, by zgnębić wszelką myśl samodzielną i zatamować normalny rozwój umysłów. Poczucie wielkiej krzywdy, jaka stąd płynie dla całego Narodu, pobudza nas do głośnego wymienienia warunków, jakie uważamy za konieczne dla przywrócenia życiu uniwersyteckiemu w Warszawie jego normalnego charakteru.
W tym celu żądamy przedewszystkiem przywrócenia Uniwersytetowi Warszawskiemu jego polskiego charakteru w całej rozciągłości.
A zatem:
1. wykładów na wszystkich katedrach w języku polskim,
2. utworzenia całego szeregu katedr, poświęconych historji Polski, prawu i innym rzeczom polskim,
3. powołania na katedry polskich sił naukowych,
4. prowadzenia administracji uniwersyteckiej w języku polskim.
Powtórne, żądamy nadania Uniwersytetowi zupełnej autonomji wewnętrznej:
1. obieralności rektora przez profesorów z pośród siebie samych,
2. zapraszania nowych profesorów przez Uniwersytet,
3. zupełnej swobody druku i słowa odnośnie do spraw, związanych z życiem akademickim.
4. Zniesienia inspekcji, jako instytucji, nic wspólnego z Uniwersytetem nie mającej.
Wreszcie żądamy zniesienia tych praw i przepisów, które w obecnych warunkach wykluczają możność wszelkiej swobody osobistej studentów, jak również studenckich korporacyj. Konieczne tu jest zatem:
1. zapewnienie swobody osobistej studentów,
2. wolność studenckich stowarzyszeń,
3. zniesienie przy przyjmowaniu do Uniwersytetu wszelkich ograniczeń narodowościowych, jak również związanych z różnicą płci i podziałem na naukowe okręgi,
4. zniesienie żandarmskich świadectw o prawomyślności i żądanych obecnie przy przyjmowaniu do Uniwersytetu i wydawanych przy dyplomach przez rektora.
[…]
Że wszystkie braki ,istniejące na gruncie uniwersyteckim, ściśle są związane z uciskiem i ograniczeniami, dającemi się uczuwać we wszystkich innych dziedzinach społecznego życia, dokładnie to rozumiemy. Uświadamiamy też sobie, iż uzdrowienie stosunków akademickich nie może nastąpić bez daleko idących zmian ogólniejszej natury. Jedyną bowiem gwarancją poszanowania praw Uniwersytetu Warszawskiego może być autonomiczny ustrój Królestwa Polskiego, oparty na zasadzie stanowienia narodu o sobie.
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Dla inicjatywy społecznej otwierają się obecnie we wszystkich dziedzinach życia szerokie horyzonty, i społeczeństwo polskie ma udowodnić teraz, że jest narodem żywym, o wysokiej cywilizacji – przez stwarzanie sobie nowych kulturalnych warunkw bytu i przez osiągnięcie ich moralną siłą, decydującą w takiej walce; z wytężoną energią musi trwać przy twórczej pracy budowania od podwalin gmachów urządzeń kulturalnych.
[…]
Młodzież polska musi wytrwać również na stanowisku, jakie wskazane jej zostało przez życie; więcej – musi wziąć w serca swoje ideę rozpoczętej walki i nieść ją w najszersze warstwy narodowe i nieść wokoło, szeroko – wiarę w zwycięstwo, zapał do walki, do wytrwania!
Zadaniem polskiej młodzieży uniwersyteckiej jest podtrzymywanie czynne bojkotu szkoły rosyjskiej, przedewszystkiem więc – zawieszenie czynności rosyjskiego uniwersytetu w Warszawie. Na tem stanowisku młodzież polska łączy się bezpośrednio z całem społeczeństwem Polskiem, którego większa część orzekła się za dalszym bojkotem szkoły rosyjskiej, tej głównej podstawy panowania moskiewskiego w Polsce. Walka o szkołę polską – to niekrwawa rewolucja narodu polskiego o najistotniejszą treść swoją. Wszak bojkot szkoły rosyjskiej – to walka o setki tysięcy tysięcy przyszłych obywateli polskich, umiejących patrzeć w życie narodu, dostrzegać wszystkie jego potrzeby i zadowalać je, pomimo wszystkich przyszłych pokoleń polskich, to walka o nieskażone życie narodowe dla wszystkich przyszłych pokoleń polskich, - to walka o nieskażone życie narodowe dla wszystkich przyszłych pokoleń polskich, - to walka naw skroś narodowa.
[…]
Stoimy w dalszym ciągu na gruncie uchwał naszych przedwakacyjnych, w których postanowiliśmy zerwać wszelkie stosunki z Uniwersytetem rosyjskim w Warszawie i systematycznie dążyć do zawieszenia wszelkich jego funkcyj. Uchwały te, powzięte w swoim czasie przez większość studencką, obowiązują dotychczas wszystkich bez wyjątku kolegów.
Dlatego też stanowczo potępiamy wszystkich wyłamujących się z pod ogólnych uchwał.
W uniwersytecie powinny pozostać papiery jedynie tych kolegów, którym nie zostały one dotychczas zwrócone, a to w interesie skuteczniejszego prowadzenia samego bojkotu.
Poza tem wszystkie funkcje uniwersytetu ustać muszą bez względu na wszelkie ofiary osobiste. Składanie jakichkolwiek próśb, chociażby upozorowanych względami na powinność wojskową, piętnujemy jako czyn nieobywatelski i niekoleżeński. Ci studenci Polacy (!), którzy je obecnie podali, wiedzieć powinni, że przeciwko nim stoją nietylko poszczególne korporacje, nietylko ogół studencki, lecz całe społeczeństwo polskie.
Ponawiamy wezwanie do wszystkich kolegów, aby z dniem 1-ym września poczęli się zjeżdżać do Warszawy dla powzięcia uchwał nowych lub dla potwierdzenia uchwał przedwakacyjnych. Jesteśmy pewni, że cała młodzież pozostanie przy dawnej zasadzie:
Bojkot uniwersytetu trwa nadal z całą bezwzględnością!...
Młodzież Narodowa Uniwersytetu Warszawskiego
Warszawa, 1 września
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Kochany Bronisławie!
Ośmielam się prosić Cię najuprzejmiej o następującą przysługę. Wróciłem z Zakopanego na wiosnę i nie zmieniłem dotąd swego zagranicznego pasportu na krajowy, który leży w biurze gubernialnianym w Kielcach. Ponieważ nie wiem dokładnie, do którego urzędnika się udać, żeby mi przysłał mój pasport krajowy w zamian za zagraniczny, umyśliłem prosić o to Ciebie. Sprawa tedy polega na tym, żebyś raczył posłać do guberni mój pasport, który przy tym liście załączam, a kazał odebrać z guberni mój krajowy i nadesłać mi go do Nałęczowa („willa Oktawia”). Bez pasportu nie można teraz ruszyć się do Warszawy.
Nałęczów, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 21 września
Stefan Żeromski, Listy 1905–1912, oprac. Zdzisław Jerzy Adamczyk, Pisma zebrane, t. 37, pod red. Zbigniewa Golińskiego, Warszawa 2006.
Warszawa jest obecnie czymś tak ciemnym, zgniłym i błotnistym, i wilgotnym, że mieszkanie w niej nawet i dla zdrowych jest niezdrowe. Ciągła odwilż, ciągłe ciemności – i nie wyobrazisz sobie nawet, co za przeciwieństwo z Zakopanem. Tam może być także szaro i odwilżnie, ale przynajmniej śnieg jest biały, tu zaś ma kolor czekolady. Na takiej glebie wyrastają tylko trzy jednakowo piękne i pożyteczne rośliny: polityka, bandytyzm i nędza. Swoją drogą ludzie się bawią, podłogi trzeszczą od tańców i teatry są pełne. Nakazują taki stan rzeczy wszystkie partie, ponieważ zabawy dają zarobek. Karnawał jest wesoły, a bandytyzm także się ożywia.
Warszawa, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 15 stycznia
Henryk Sienkiewicz, Listy, t. IV, cz. 3, Henryk Józef Sienkiewicz – Jadwiga Sienkiewiczówna – Helena Sienkiewiczówna – Lucjan Sieńkiewicz, oprac. Maria Bokszczanin, Warszawa 2008.
Siedząc na wsi, wśród chłopów i rzemieślników, widzę dobrze, jak konieczne jest to, co zostało rozpoczęte. Starego podłego świat nikt nie przerobi, trzeba nowy świat budować z dzieci, które są w naszych rękach. Konieczność oświaty stała się poczuciem powszechnym u ludu – i czyby kto uwierzył, że inteligencja często staje na przeszkodzie. Do naszej ochrony służbie nałęczowskiej nie wolno posyłać dzieci ze względów „partyjnych”. Dzieci te w czworaku zakładowym tarzają się w błocie drogi o kilkadziesiąt kroków od ochrony, podczas gdy przychodzą do tejże ochrony dzieci inne z daleka. Jestem przekonany, że te komedyjki skończą się może, ale patrzeć na to wszystko i znosić tę wszystkę głupotę – staje się nieraz uciążliwe aż do odrazy.
Nałęczów, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 26 czerwca
Stefan Żeromski, Listy 1905–1912, oprac. Zdzisław Jerzy Adamczyk, Pisma zebrane, t. 37, pod red. Zbigniewa Golińskiego, Warszawa 2006.
Z Królestwa jak najgorsze wiadomości. Macierz [Szkolna] zamknięta i sześćdziesiąt tysięcy dzieci z musu strajkuje. Nastąpi teraz wzajemne wyrzucanie i zarzucanie sobie win, co nie przyczyni się do zmniejszenia waśni. I winy niezawodnie są, ale główną przyczyną jest reakcja w Petersburgu i zapewne wpływy pruskie. Macierz zawiesił Skałon, ale tenże sam [Gieorgij] Skałon kilka dni temu pozwolił na otwarcie nowych szkół, co jest dowodem, że inicjatywa nie wyszła od niego i nie z przyczyn Macierzy, tylko z powodu ogólnego kierunku w Petersburgu.
Kraków, Galicja, zabór austriacki, 20 grudnia
Henryk Sienkiewicz, Listy, t. IV, cz. 3, Henryk Józef Sienkiewicz – Jadwiga Sienkiewiczówna – Helena Sienkiewiczówna – Lucjan Sieńkiewicz, oprac. Maria Bokszczanin, Warszawa 2008.
[...] jesteśmy już w Warszawie i to od wtorku rano. Kartki pisane z Krakowa przez Marynię nie podochodziły, skutkiem czego nikt nas nie oczekiwał, nie było herbaty ani kawy, a za to w mieszkaniu panował uczciwy chłód. Przyjechaliśmy w dzień chmurny, ciemny i oślizgły, toteż Warszawa, biorąc przy tym na uwagę obskurny i błotnisty dworzec, a raczej jego parodię – przedstawiła nam się również brudno, ciemno, oślizgle i błotnisto. Sień brudna, schody i klatka schodowa, jak ją znasz, mizerna i pełna meskinerii – słowem wrażenie nie najlepsze, a raczej jak najgorsze. Potęgowało się ono następnie wraz z procesją znajomych, która zaczęła się od pierwszego dnia, a trwa dotychczas. Kanoniczki, p. Gąssowski, Bronisław Dmochowski, Chrzanowski, Osuchowski, Krasiński etc., etc. A wszystko spesymizowane, skarżące się, upadłe na duchu i zajęte drobiazgami. Warszawie brakło zawsze perspektywy umysłowej i daru odróżniania rzeczy ważniejszych od mniej ważnych. Wszystko jest na pierwszym planie – i jednakowo wielkie jak w „Kurierze Warszawskim”.
[,,,]
Dodaj, że do tego braku perspektywy dołącza się atmosfera powszechnej nienawiści, złośliwości i nietolerancji – a będziesz miała obraz ogólny. W tej atmosferze odbywa się zresztą mnóstwo balów, koncertów, pikników, teatry są pełne, a i sale odczytowe, jeśli odczyt jest jaskrawy, także.
[...]
Nędza niesłychana. W lombardach zastawiają się nie rzeczy srebrne lub złote, lecz ubrania i poduszki. Fabryk zamyka się coraz więcej.
Warszawa, 31 stycznia
Henryk Sienkiewicz, Listy, t. IV, cz. 3, Henryk Józef Sienkiewicz – Jadwiga Sienkiewiczówna – Helena Sienkiewiczówna – Lucjan Sieńkiewicz, oprac. Maria Bokszczanin, Warszawa 2008.
[...] bieda jest okropna i samobójstw z głodu pełno, a o żadnym komitecie pomocy ani myślić, bo wszystko wyczerpane i zniechęcone. Bandytyzm kwitnie. Rozwija się tylko jako tako Tow[arzystwo] Opieki nad Dziećmi. Potworzyli zimowiska, gniazda, ochronki i trwają. Oby im nie zabrakło pieniędzy i wytrwania.
Warszawa, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 5 lutego
Henryk Sienkiewicz, Listy, t. IV, cz. 3, Henryk Józef Sienkiewicz – Jadwiga Sienkiewiczówna – Helena Sienkiewiczówna – Lucjan Sieńkiewicz, oprac. Maria Bokszczanin, Warszawa 2008.
Szanowny Panie Dyrektorze!
[...]
Istotnie miałem i mam zamiar zająć się sprawą teatru ludowego w Nałęczowie i czyniłem w tym celu kroki. Miałem na myśli trupę tego rodzaju, jak Szanownego Pana w roku zeszłym, i wyrażałem tę myśl, że dawalibyśmy takiej trupie (gdyby prowadziła teatr w myśl podniesienia artyzmu na prowincji) za darmo salę albo za koszt oświetlenia. Jest wyrysowany plan budynku, jest plan, jest nawet nieco grosza, ale – czy to dziś można robić? Przyjdzie zakaz teatru w ogóle i praca, i pieniądz, tyle dzię potrzebny na rzecz oświaty, przepadnie.
Wobec tego decydujemy się zrobić scenę i widownię na otwartym powietrzu. Grać amatorskimi siłami, rzadko rzeczy wielkiej sztuki. Czy się to uda, czy i tego nie wzbronią? To dopiero w lecie można będzie zobaczyć.
Warszawa, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 12 lutego
Stefan Żeromski, Listy 1905–1912, oprac. Zdzisław Jerzy Adamczyk, Pisma zebrane, t. 37, pod red. Zbigniewa Golińskiego, Warszawa 2006.
Uznając, że wprowadzenie języka rosyjskiego do wykładów historji i geografji powszechnej jest zamachem na polskość naszej szkoły, V-ty Zjazd Młodzieży Narodowej oświadcza, że młodzież ta bojkotować będzie rosyjskie wykłady historji i geografji. V-ty Zjazd Młodzieży Narodowej postanawia, aby młodzież we wszystkich szkołach polskich zwróciła się do dyrektoró ze stanowczem żądaniem oświadczenia władzy szkolnej okręgowej, że nie godząc się na prowadzenie wykładów po rosyjsku, będą je prowadzili nadal po polsku.
Warszawa, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 21–23 marca
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Stojąc na stanowisku bezwzględnego bojkotu szkół rządowych, uznajemy za konieczne wytężenie wszystkich sił w kierunku zwalczania ugodowych objawów, powstających w społeczeństwie, oraz przedsięwzięcie środków, zdążających do wzmocnienia bojkotu, uważając za jeden z nich podnoszenie poziomu nauki w szkołach polskich.
[...]
V-ty Zjazd Młodzieży Narodowej potwierdza uchwały poprzednich Zjazdów, zabraniające zdawania matur rosyjskich. Wyjątek stanowią egzaminy na świadectwa wojskowe, aptekarskie, nauczycielskie i seminaryjne, oraz na świadectwa rządowe po ukończeniu studjów wyższych zagranicą.
21-23 marca
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Uznając, że otwarcie uniwersytetu rosyjskiego w Warszawie zagrażałoby bytowi szkoły polskiej, postanawiamy wszelkiemi siłami przeciwdziałać usiłowaniom rozpoczęcia w nim wykładów. Wyjazdy do Rosji potępiamy bezwzglęnie. Wyjeżdżającym na studja zagranicę zalecamy pobyt w Galicji przez pierwsze lata. [...] V-ty Zjazd wyraża życzenie współdziałania z młodzieżą innych przekonań na gruncie instytucyj ogólnokoleżeńskich, a przedewszystkiem bojkotu szkolnictwa rosyjskiego. V-ty Zjazd postanawia zwalczać bezwzględnie wszelkie organizacje, szerzące tendencje wrogie idei łączności narodowej, specjalnie zaś organizacje Związku katolickiego i Demokracji Chrześcijańskiej, w których działalności tendencje powyższe stwierdzono.
Warszawa, Królestwo Polskie, zjazd rosyjski, 21–23 marca
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Uznając, że wprowadzenie języka rosyjskiego do wykładów historji i geografji powszechnej jest zamachem na polskość naszej szkoły, V-ty Zjazd Młodzieży Narodowej oświadcza, że młodzież ta bojkotować będzie rosyjskie wykłady historji i geografji. V-ty Zjazd Młodzieży Narodowej postanawia, aby młodzież we wszystkich szkołach polskich zwróciła się do dyrektorów ze stanowczem żądaniem oświadczenia władzy szkolnej okręgowej, że nie godząc się na prowadzenie wykładów po rosyjsku, będą je prowadzili nadal po polsku.
21–23 marca
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Stojąc na stanowisku bezwzględnego bojkotu szkół rządowych, uznajemy za konieczne wytężenie wszystkich sił w kierunku zwalczania ugodowych objawów, powstających w społeczeństwie, oraz przedsięwzięcie środków, zdążających do wzmocnienia bojkotu, uważając za jeden z nich podnoszenie poziomu nauki w szkołach polskich. [...]
V-ty Zjazd Młodzieży Narodowej potwierdza uchwały poprzednich Zjazdów, zabraniające zdawania matur rosyjskich. Wyjątek stanowią egzaminy na świadectwa wojskowe, aptekarskie, nauczycielskie i seminaryjne, oraz na świadectwa rządowe po ukończeniu studjów wyższych zagranicą.
21–23 marca
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Uznając, że otwarcie uniwersytetu rosyjskiego w Warszawie zagrażałoby bytowi szkoły polskiej, postanawiamy wszelkiemi siłami przeciwdziałać usiłowaniom rozpoczęcia w nim wykładów. Wyjazdy do Rosji potępiamy bezwzględnie. Wyjeżdżającym na studja zagranicę zalecamy pobyt w Galicji przez pierwsze lata.
21–23 marca
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
V-ty Zjazd wyraża życzenie współdziałania z młodzieżą innych przekonań na gruncie instytucyj ogólnokoleżeńskich, a przedewszystkiem bojkotu szkolnictwa rosyjskiego. V-ty Zjazd postanawia zwalczać bezwzględnie wszelkie organizacje, szerzące tendencje wrogie idei łączności narodowej, specjalnie zaś organizacje Związku katolickiego i Demokracji Chrześcijańskiej, w których działalności tendencje powyższe stwierdzono.
21–23 marca
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Wyczytawszy w N. 77 „Gazety Kieleckiej” wiadomość, że w d. 27 bm. ma być w Kielcach wystawiona sztuka „Dzieje grzechu, 6 obrazów z powieści Stefana Żeromskiego, uscenizowanych przez Janinę Mori, przyjętych do grania przez teatr warszawski, lwowski, krakowski, łódzki, poznański i wileński” – oświadczam, że nikomu nie udzielałem i nie udzielę pozwolenia na przerabianie mojej powieści na scenę.
Wiadomość o tym, jakoby przeróbka wymienionej powieści, dokonana przez p. Janinę Mori, miała być wystawiona w teatrach warszawskim, lwowskim itd., jest wymysłem, a cała ta sprawa przerabiania cudzej pracy bez zapytania autora i wystawiania na scenie wbrew jego woli jest pospolitym nadużyciem, przeciwko któremu kategorycznie protestuję.
Warszawa, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 26 września
Stefan Żeromski, Listy 1905–1912, oprac. Zdzisław Jerzy Adamczyk, Pisma zebrane, t. 37, pod red. Zbigniewa Golińskiego, Warszawa 2006.
Dziś otwieraliśmy tu z uroczystością wielką ochronę-szkołę polską dla biednych dzieci jawną i przez władze zatwierdzoną. Od dawna już i na różny sposób mnóstwo dzieciaków tych kręciło się wkoło nas, uczyło się, żywiło itd., ale było to w tajemnicy, więc niestałe, niepewne, coraz rwące się i rozpadające, do uregulowania i skontrolowania prawie niepodobne. Teraz otrzymaliśmy znad Newy pozwolenie i w dodatku, cudem jakimś, rozległe, nadzwyczajne. Więc po pewnych przygotowaniach – dziś akt otwarcia. Proszę sobie wyobrazić lokal obszerny, widny, czysty, dokoła ogrodem otoczony, a w nim około 150-ciu dzieci z klas najuboższych, drobiazgu od lat 6-ciu do 12-stu, i całe prawie polskie Grodno, z panami, paniami, księżmi, prezydentem miasta – wszystkim, co po polsku żyje i mówi. Władze zaproszone nie przybyły i tylko na obszernym dziedzińcu policja porządku pilnowała. Były mowy: przemawiał ksiądz, przemawiał prezezs Polskiego Towarzystwa Opieki nad biednymi dziećmi [Towarzystwa Opieki nad Dziećmi – od red.], było święcenie lokalu, rzucanie na obnoszoną tacę pieniędzy, których zebrała się spora górka – i było uczucie dziwnego rozrzewnienia i uszczęśliwienia. Ta mozaika jasnych i ciemnych główek, mizernych, drobnych twarzyczek dziecięcych, te mowy polskie, ten dygnitarz Polak, który zaraz nowo urodzonej instytucji polskiej znaczną pomoc z sum miejskich ofiarował, ten tłum ludzi, którzy tę instytucję od kilku już lat w pąku przechowywali, własnym bezpieczeństwem przed złymi mocami ją osłaniając, wszystko to, przez kilka chwil przynajmniej, rwało serce mięszaniną radości i bólu, dławiło łzami... Jacyśmy bezgranicznie biedni, skoro jeden fakt taki, względnie nieduży, tak wzruszać i uszczęśliwiać nas może!
Grodno, 7/20 października
Eliza Orzeszkowa, Listy zebrane, t. V, Do przyjaciół: Tadeusza Bochwica, Jana Bochwica, Janiny Szoberówny, oprac. Edmund Jankowski, Wrocław-Warszawa-Kraków 1961.
Mróz piekący nawet w karecie. Przyjeżdżamy. U wejścia do lokalu „Muzy” tłok, tłum jak na odpuście. Trzy razy więcej ludzi, niż lokal pomieścić może. [...] W pierwszym zaraz pokoju pokazują mi gromadkę Rosjan, w mundurach i bez mundurów. Uprosili u członków T[owarzyst]wa rekomendację, dwóch z Białegostoku przyjechało. To mi się najwięcej ze wszystkiego podoba. Przechodząc koło tej gromadki, oddającej mi niskie ukłony, myślę: aha, robaczki, robiliście wszystko, aby słowa polskiego na świecie nie było. Otóż jest! I przychodzicie słuchać go, i – zyg-zyg marchewka! Tego rodzaju tryumf [sic!] jest i był zawsze jedynym miłym dla mnie, więc do ostatka w dobre usposobienie wprawiona, przed salą tak natłoczoną, że już i mucha by się nie zmieściła, z wielką łatwością wszystko, co miałam, powiedziałam, przeczytałam, po czym była muzyka, był śpiew i znowu muzyka, wszystko bardzo przyzwoite, nawet dość ładne – i wszyscy przyznali, że wieczorek udał się znakomicie i do uczęszczania na inne podobne zachęcił.
Eliza Orzeszkowa, Listy zebrane, t. V, Do przyjaciół: Tadeusza Bochwica, Jana Bochwica, Janiny Szoberówny, oprac. Edmund Jankowski, Wrocław–Warszawa–Kraków 1961.
[...] zmęczoną się czuję dwoma godzinami konwersacji, dysertacji, pracowitego układania 3-go z rzędu wieczorku literackiego w „Muzie”. Bo okazało się, że te wieczorki będą robotą bardzo dobrą, pożądaną i pożyteczną. Na drugim było prawie tak samo, jak na pierwszym, ludzi mnóstwo, a wszyscy zadowoleni, rozpromienieni, dziękujący, proszący o ciąg dalszy. Prawie rozrzewniającym jest ten rzut publiczności polskiej ku słowu polskiemu, zarząd „Muzy” w siódmym niebie, bo oprócz innych względów i kasę mu to robi, błaga o niezaniedbywanie. Ja i sama zaniedbywać nie chcę. Te różne roboty pisarskie i społeczne to jedyna racja bytu mego na ziemi i myślę czasem, że gdybym ich nie miała, spłonęłabym chyba od wstydu, że żyję, a może i od jakiego tam żalu czy bólu.
Eliza Orzeszkowa, Listy zebrane, t. V, Do przyjaciół: Tadeusza Bochwica, Jana Bochwica, Janiny Szoberówny, oprac. Edmund Jankowski, Wrocław-Warszawa-Kraków 1961.
Udał się wieczór [śmiechu] doskonale. Sala, około 200 osób zmieścić mogąca, jak nabita. Czytali – z jednym wyjątkiem – bardzo dobrze, śpiewali ładnie. Tylko bajki Lemańskiego w nieosobliwym czytaniu piękność i dowcip swój traciły, ale Korczak i Rodoć podnosiły [!] burze śmiechu i naprawdę miło było patrzeć na tę mozaikę roześmianych, rozpromienionych twarzy. Wszakże to są, z wyjątkiem niewielu osób, biedacy, którzy rzeczy takich dotąd nie znali i nie doświadczali. A jak dobrze je rozumieją, jak je cenią, jak na nie lecą! Pani Talhejmowa, mówiąc Zakochaną i na bis Terkotkę, była tak śliczna, że aż ją chciało się całować. Po skończeniu się wiecz[oru] wiele osób znajomych i nieznajom[ych] zbliżało się do mnie z podziękowaniem. Jest w tym radość, która za wiele wynagradza. Za 2 tygodnie będzie „Wieczór baśni” [...].
Eliza Orzeszkowa, Listy zebrane, t. V, Do przyjaciół: Tadeusza Bochwica, Jana Bochwica, Janiny Szoberówny, oprac. Edmund Jankowski, Wrocław-Warszawa-Kraków 1961.
Spieszno mi podzielić się z Drogim Panem wrażeniami wczorajszego wieczora. Udał się wspaniale; na całej linii powodzenie. Ciżba ludzi była taka, że ściany zdawała się rozsadzać, w pokojach do głównej sali przylegających mnóstwo osób stało na krzesłach i stołach, przez drzwi otwarte patrząc i słuchając. Wiele rodzin obywatelskich ze wsi przybyło, Rosjan znowu było sporo, gromadnie najrozmaitszego wieku i gatunku. Członkowie zarządu uwijali się, jak muchy w ukropie, porządku strzegąc i do przekonania przychodząc, że za wielu ludziom wejść pozwolili. Już zaraz przy moim czytaniu, a raczej mówieniu temperatura powietrza i psychiki publicznej dosięgnęła tak wysokiego stopnia, że było uczucie jakiegoś palenia się, płonięcia. [...] Końcowy chór deklamacyjny „O, święta ziemia polska”, wybornie powiedziany, wrażenie czynił silnego akordu kończącego symfonię różnych, pojedynczych dźwięków. Nikt tu dotąd nie słyszał chóralnej deklamacji; jest to nowość od bardzo niedawna wprowadzona w teatrach wielkomiejskich; no i maleńkie Grodno ją miało! [...] Wróciłam do domu po 12-tej, tak zmęczona, że ledwie zdołałam zdjąć z siebie szaty godowe (z żubrem), po czym aż do białego ranka – na laurach – nie spałam. I teraz czuję jeszcze ogromne zmęczenie, ale razem i wielkie zadowolenie, że serc ludzkich najmniej trzysta żywo zabiło dla rzeczy wielkich. I w tym jest jeszcze pewna radość, że jednak myśmy dziwnie zdolnym, żywotnym narodem. Po kilkudziesięciu latach najsroższej niewoli i jeszcze w niewoli, po tak długim, grobowym milczeniu, w takiej mizernej mieścinie, znajduje się tyle osób, aby taką poważną i piękną rzecz umieć wykonać, i tyle innych, aby jej ze wzruszeniem, z zachwytem, z wdzięcznością wysłuchać. Nie, chyba nie zginiemy! „Chór” wciąż śpiewa i naród na śpiew jego szeroko duszę otwiera.
Grodno, zabór rosyjski, 28 grudnia 1908/10 stycznia 1909
Eliza Orzeszkowa, Listy zebrane, t. V, Do przyjaciół: Tadeusza Bochwica, Jana Bochwica, Janiny Szoberówny, oprac. Edmund Jankowski, Wrocław-Warszawa-Kraków 1961.
U nas od wczoraj zmartwienie i kłopot. Na Ochronę naszą spadł cios, ale nie od administracji. Kurator okręgu naukowego nie zatwierdził kilku nauczycielek w szkole tej pracujących pomimo przedstawionych patentów i świadectw błagonadieżności. Dlatego zapewne, że są to Polki. Motywów nie dał żadnych. Wczoraj odmowa przyszła i – nie wiadomo, co teraz robić, choć Ochronę zamykać (sto kilkadziesiąt dzieciaków). Te panie nie zatwierdzone nauczały bezineteresownie i zastąpić ich niepodobna, a wreszcie i zastępczynie będą znowu Polkami. Okrutne to są rzeczy i oburzające. [...] Ile nerwów ludzkich starganych, energii zamrnowanej! Mógłby kto pomyśleć, że ludzi mordować zamierzamy, tak nam przeszkadzać trzeba. A tu idzie na prowadzenie na drogę światła i cnoty dzieci nędzarzy...
Grodno, zabór rosyjski, 10/23 stycznia
Eliza Orzeszkowa, Listy zebrane, t. V, Do przyjaciół: Tadeusza Bochwica, Jana Bochwica, Janiny Szoberówny, oprac. Edmund Jankowski, Wrocław-Warszawa-Kraków 1961.
„Muza” daje w teatrze sztukę zajmującą i dużą. Nieustrudzona jest „Muza”. Wczoraj wieczór, dziś przedstaw[ienie] teatr[alne]. Na wieczorze wczorajsz[ym] byłam. Czułam trochę niepokoju o to, jak lektorzy poradzą sobie z trudnymi scenami Prometeusza i Syzyfa [Marii Konopnickiej] [...]. Wszystko poszło wybornie. Lektorzy nabyli wprawy, wymoludowali głosy, czytają... choćby dla Warszawy! Sala jasno oświetlona, publiczność tłumna, skupiona i cicha, po ciszy i świetle rozchodzą się najpiękniejsze z dźwięków mowy naszej, na srebro i złoto dzwoniących falach swych kołysząc myśli wielkie, uczucia głębokie i tkliwe. Naprawdę, nadspodziewanie piękna rzecz zrobiła się z tych wieczorów; naucza, estetyzuje, unaradawia, szlachetnie bawi publikę grodzieńską.
Grodno, zabór rosyjski, 22 lutego/7 marca
Eliza Orzeszkowa, Listy zebrane, t. V, Do przyjaciół: Tadeusza Bochwica, Jana Bochwica, Janiny Szoberówny, oprac. Edmund Jankowski, Wrocław-Warszawa-Kraków 1961.
Już trochę po kochanej, lecz straszliwie męczącej Warszawie odpoczęłam [...].
A w Warszawie tak było: doktorki, redaktorki, malarki, ziemianki, slojdzistki, seminarzystki, pedagogiczki, pensjonarki, autorki (te nade wszystko!), parę hrabin, jedna hrabianka – od jednej połowy ludzkości – a doktorowie, redaktorowie, malarze, rzeźbiarze, autorowie (tylko nie powieściopisarze, bo Reymont nieobecny, a inni nigdy i nigdzie progów moich nie przestępują) – od drugiej połowy ludzkości – wszystkich razem Zosia przez trzy dni naliczyła 150 i liczyć przestała. Pewnie ze trzysta twarzy i głosów w ciągu dni ośmiu przesunęło się przed oczyma, rozległo się powitaniami, dyskusjami, opowiadaniami... I rady na to nie ma żadnej. Pensjonat to samo, co hotel. Przedpokoju ani służby stałej nie ma, godzin wyznaczyć niepodobna. Więc szli, a nade wszystko szły z projektami, z propozycjami, z czułościami, z kwiatami, z książkami. W pierwszej konsekwencji chrypka od mówienia taka, że trzeba ją było wodą szczawnicką umniejszać, ale w drugiej wiele jednak korzyści z poznania różnych tamtejszych prądów, nastrojów, stanów rzeczy i umysłów etc. Źle jest, pod wieloma względami źle, nie tylko z góry, ale i wewnątrz. Reakcja rządowa jest silniejszą niż kiedy, a z drugiej strony w samym społeczeństwie kierunki myślenia i dążenia fatalne, i to drugie nie tylko boleśniejsze, ale i niebezpieczniejsze od pierwszego. Jakiś dziwny przewrót stał się ostatnimi czasy w umyśle publicznym, jakiś dziwny pęd ku rozkładowi i anarchii zarówno narodowej, jak obyczajowej. [...] Tyle tylko jeszcze, że walczy z tym energicznie pewien odłam społeczny, czyni wszystko, co może, aby pęd lecącego na kraj rynsztoku powstrzymać i zatamować, ale tu znowu na każdym kroku przeszkody z góry: zakazy, kary, wprost prześladowanie ludzi zdrowych, instytucji uzdrawiających.
Grodno, zabór rosyjski, 5/18 maja
Eliza Orzeszkowa, Listy zebrane, t. V, Do przyjaciół: Tadeusza Bochwica, Jana Bochwica, Janiny Szoberówny, oprac. Edmund Jankowski, Wrocław-Warszawa-Kraków 1961.
Teraz o drugiej sensacji [...]. Był nią konkurs rzeźbiarski na pomnik dla Szopena, w zeszłą niedzielę, w ostatni więc dzień pobytu mego w Warsz[awie], roz[s]trzygnięty. Sąd składał się z prezesa Komitetu (hr. Zamojski), z dwóch malarzy, dwóch artystów-architektów, jednego pisarza i trzech rzeźbiarzy, z których dwaj Francuzi i jeden Włoch, przez sławnego Rodina rekomendowanych. Projektów przysłano aż 66, co ma być liczbą w tych wypadkach monumentalną. Miałam wśród sędziów trzech znajomych, którzy mi co dzień zdawali sprawę z posiedzeń swoich i wszystkiego, co się na nich działo. Otóż artyści cudzoziemscy zachwyceni i wprost zdumieni byli ogromną sumą talentu w tych 66-ciu dziełach zawartą. Otwarcie wyznawali, że tak silnej twórczości nie spodziewali się znaleźć wśród Polaków. Jednak z przyznaniem pierwszej nagrody nie wahali się ani chwili, tak jedno z tych dzieł w doskonałości przewyższyło wszystkie inne, z których tylko 12 zostało dla słabości pomysłu czy wykonania usunięte hors concours. Tyle się o tym nasłuchałam, że doświadczyłam ochoty wielkiej zobaczenia tych dziwów, które znakomitych cudzoziemców w podziw wprawiały. A tu aż do wtorku wstęp dla publiczności wzbroniony. Więc wprowadzili mię i ze mną kilka moich osób sędziowie konkursowi do tego pałacu zaczarowanego w niedzielę. I rzeczywiście ujrzałam – czary. Mnóstwo piękności – o których szczegółowo wkrótce opowiem – lecz szczytem wszystko przerastającym – wybrany do pierwszej nagrody i wykonania projekt Szymanowskiego. W pomyśle i wykonaniu – arcydzieło. Wierzba na wpół złamana, przez wicher rozwiana, a u stóp jej siedzący Szopen, w szum drzewa zasłuchany. Nic więcej; żadnych dodatków, akcesorii, ozdób i ozdóbek. Ale drzewo ma wyraz niewypowiedzianego smętku, przez który przegląda tragizm, a twarz Szopena jest całym poematem zadumy, wsłuchania się w szmery ziemi ojczystej i płomiennej, bolesnej miłości. Ogromna prostota z genialnością połączona – jeszcze jeden dowód, że dwie te rzeczy: prostota i genialność, zawsze w parze z sobą chodzą. Nigdy jeszcze w dziedzinie sztuk plastycznych nic równie pięknego nie widziałam. Najstarszy z rzeźbiarzy cudzoziemskich rzekł do polskich członków jury: „Jeżeli zdołacie wznieść ten pomnik, będzie on najpiękniejszym w Europie”. Ale wzniesienie, czyli wykonanie w brązie, przedstawia podobno trudności ogromne z powodu drzewa i jego rozwichrzonych gałęzi. Kto wie, czt usunąć je będzie można. Jednak cała ta sprawa konkursowa i jej wynik napełniały nas wszystkich czymś na kształt radości i dumy;
Grodno, 5/18 maja
Eliza Orzeszkowa, Listy zebrane, t. V, Do przyjaciół: Tadeusza Bochwica, Jana Bochwica, Janiny Szoberówny, oprac. Edmund Jankowski, Wrocław-Warszawa-Kraków 1961.
A teraz o moich zabawach warszawsk[ich]. Przez ośm dni tylko 4 razy wyjeżdżałam na miasto. [...]
Trzecim wyjazdem moim było zwiedzenie nowej księgarni Geb[ethnera] i Wolf[fa], którą byłam wprost zdumiona. Paryż czy Londyn na myśl przychodzą. Rozmiary, architektonika, usługa, bogactwo materiału – imponujące. Labirynt sal, korytarzy, galerii ze ścianami zbudowanymi z książek; nad biurami, przy których sześćdziesięciu ludzi pracuje, w biały dzień żar i blask elektrycznego oświetlenia, wspaniały gabinet szefów, słowem – Europa i miliony. Przypatrując się temu wszystkiemu, myślałam sobie: wszystko to z nas!
[Grodno], 6/19 maja
Eliza Orzeszkowa, Listy zebrane, t. V, Do przyjaciół: Tadeusza Bochwica, Jana Bochwica, Janiny Szoberówny, oprac. Edmund Jankowski, Wrocław-Warszawa-Kraków 1961.
Będąc zdania, iż dla zapewnienia rozwoju normalnego młodzieży polskiej w Królestwie koniecznością jest kierowanie tej młodzieży do wyższych szkół w Galicji lub zagranicą, tudzież ze względu na bojkot wyższych zakładów naukowych w Królestwie, zjazd młodzieży szkół polskich orzeka się przeciwko wyjazdowi na studja do wyższych zakładów naukowych w Rosji. Zdawanie egzaminów w zakładach powyższych jest dopuszczalne jedynie dla osób, będących absolwentami uniwersytetów polskich lub zagranicznych.
Kraków, 13–14 lipca
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Niżej podpisani delegaci uważają, że bojkot szkoły rosyjskiej średniej i wyższej w Królestwie, stwierdzając czynem zasadę, że na terytorjum polskiem winno być szkolnictwo polskie, nie pociąga za sobą równocześnie bojkotu uczelni wyższych w Cesarstwie, znajdujących się na terytorjum etnograficznem rosyjskiem, które traktować należy narówni z wszechnicami zagranicznemi. Równocześnie uważają za rzecz ze wszech miar pożądaną, aby absolwenci szkół polskich wyjeżdżali na jedyne wszechnice polskie do Galicji, celem skoncentrowania tutaj polskiej pracy naukowej. Niżej podpisani zakładają wobec tego przeciw uchwale zjazdu, wzbraniającej wyjazdu do Rosji, votum separatum.
Kraków, 13–14 lipca
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Zjazd uchwala dalsze trwanie bojkotu rosyjskich szkół w Królestwie polskiem.
[...]
Zważywszy, że walka o szkołę polską w Królestwie jest ściśle związana z walką o wyzwolenie narodu;
zważywszy, iż drogą stopniowych ustępstw żadnych korzyści istotnych narodowych, politycznych i społecznych w obecnych warunkach uzyskać w Królestwie nie można;
zważywszy, że zaniechanie bojkotu w chwili, kiedy postawą całego narodu może być tylko walka z zaborczym rządem rosyjskim, - odbiłoby się zgubnie na losach ruchu wolnościowego w Polsce;
zważywszy wreszcie, że od utrzymania bezwzględnego bojkotu zależy istnienie średniego szkolnictwa polskiego -
Zjazd młodzieży w Zakopanem, solidaryzując się z nieugiętą walką ludu polskiego o wyzwolenie narodu, postanawia w dziedzinie swego bezpośredniego działania prowadzić nadal bezwzględny bojkot wyższych szkół rządowych w Królestwie.
[...]
Dodatek do wniosku:
Zjazd Młodzieży Polskiej w Zakopanem wzywa Polaków, zamierzających wstąpić do wyższych szkół rządowych w Królestwie, do natychmiastowego zerwania wszelkich stosunków z temi szkołami, pod groźbą wyłączenia ze społeczności akademickiej młodzieży polskiej.
Zakopane, 26–28 lipca
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
Będąc zdania, iż dla zapewnienia rozwoju normalnego młodzieży polskiej w Królestwie koniecznem jest kierowanie tej młodzieży do wyższych szkół w Galicji lub zagranicę, tudzież ze względu na bojkot wyższych zakładów naukowych w Królestwie, Zjazd młodzieży polskiej w Zakopanem orzeka się przeciw wyjazdom na studja wyższe w Galicji lub zagranicą.
Zjazd polskiej młodzieży w Zakopanem wzywa społeczeństwo starsze, aby to stanowisko młodzieży czynnie i moralnie poparło.
Zakopane, 26–28 lipca
Nasza walka o szkołę polską 1901–1917, Opracowania, wspomnienia, dokumenty zebrała Komisja Historyczna pod przewodnictwem Prof. Dra Bogdana Nawroczyńskiego, t. I, Warszawa 1932.
W Warszawie również pełno jest we wszystkich dziennikach [Lwa] Tołstoja [zm. 20 listopada 1910]. „Świat” przedrukował mój artykuł jubileuszowy – i dobrze zrobił, gdyż mimo mnóstwa ocen i charakterystyk nikt więcej o nim nie powiedział.
Śmierć jego może mieć w przyszłości duże następstwa, gdyż kopie i pogłębia przepaść między Rosją urzędową i nieurzędową. Oby ta nieurzędowa nie poszła śladem ostatniej pseudorewolucji, która żądając Bóg wie czego, zapomniała żądać jednej małej rzeczy, to jest wolności.
Oblęgorek k. Kielc, zabór rosyjski, 26 listopada
Henryk Sienkiewicz, Listy, t. IV, cz. 3, Henryk Józef Sienkiewicz – Jadwiga Sienkiewiczówna – Helena Sienkiewiczówna – Lucjan Sieńkiewicz, oprac. Maria Bokszczanin, Warszawa 2008.
Polska w tej wojnie miała to nieszczęście, że przed tym, nim powstał jej rząd, zjawił się na świat jej żołnierz. Stąd płyną wszystkie fikcje rządowe, które nikogo zadowolić nie mogły, a które wszystkie zadowalać miały choć w części tę naturalną tęsknotę żołnierza do prawomocnej politycznej reprezentacji jego dzieł i pracy.
Jestem żołnierzem z ducha i usposobienia, i dlatego – pomimo że się sam dla wielu stałem takim surogatem przedstawicielstwa polskiej władzy – tak samo, jak inni moi koledzy, tęsknię do istnienia formy, w którą się normalnie wylewa ojczyzna żołnierza – do rządu, który żołnierza reprezentuje na zewnątrz, który z niego wszelkie troski polityczne zdejmuje i daje poczucie zrozumiałe celu, dla którego krew się daje.
Dawałem temu wyraz w formie bardzo dosadnej w głównym naczelnictwie armii austro-węgierskiej, gdzie parokrotnie oświadczałem, że pozostawanie w szeregach obcej – niepolskiej – armii bez wyraźnego nakazu własnej polskiej władzy politycznej jest tak ciężkim i trudnym do zniesienia, że z każdym dniem staje się to bardziej niemożliwym dla ludzi z zaboru rosyjskiego.
Że, o ile by Królestwo miało reprezentację polityczną, uznaną przez oba państwa okupacyjne, sprawa byłaby zupełnie rozstrzygnięta. Dawałem po temu drastyczne przykłady, mówiąc, że gdyby mi w czasie wojny rząd mój nakazał czyścić buty, to bym to z całą nieumiejętnością czynił, gdyby kazał wstąpić do armii Syngalezów czy Botokudów, uczyniłbym to również bez wahania. Odwrotnie zaś – przy braku rządu własnego nie mogę nie dawać wyrazu w swym postępowaniu, że po to poszedłem na wojnę, by moja ojczyzna swój własny rząd miała.
Ten zasadniczy stosunek do głównego zagadnienia politycznego w życiu żołnierza zachowuję dotychczas i z chwilą uformowania czegoś, co jest polską władzą rządową, natychmiast zwrócę się do niej ze swymi powolnymi służbami.
Kraków, 6 listopada
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.